co za hańba, po cudownie ciepłej niedzieli i nie najgorszym poniedziałku dziś żałosny powrót arktycznego zimna nawiewanego przez wiatr iście lodowaty. O ile weekendowe stówki i wczorajsza osiemdziesiątka dały mnóstwo frajdy o tyle dzisiejszy survival hmmm – dał odczuć, że żyję. Bo jak wiadomo życie to znój, łzy i cierpienie. Jak również w opcji rozszerzonej – przemarznięte kopytka:(((
Poszerzają się też nieustannie potencjalne możliwości dalszego uprzykrzania życia rowerzystom, dziś napotkałam zaawansowane wykopki na drodze do Truskawia
co niestety oznaczać może tylko jedno…:( Rycie trwa też wzdłuż asfaltu do Sierakowa, co jest już przegięciem totalnym biorąc pod uwagę, że jest to asfalt kończący się ślepo szlabanem w lesie… Tymczasem wzdłuż Arkuszowej czy Wólczyńskiej, gdzie ruch wściekły, wąsko i ciężarówy spychają na krawężnik w temacie potencjalnego rycia totalna cisza. Czemu mnie to nie dziwi?
No ale żeby nie utknąć w nastroju minorowym – Łoś na Key Biscane idzie jak burza, po spektakularnym wygraniu Indian Wells melduje się w ćwierćfinale Miami i ma sporą szansę na Sunshine Double. A biorąc pod uwagę wygraną w Acapulco to nawet Triple. Na razie zalicza czternastą wygraną z rzędu:)))
- DST 60.19km
- Teren 1.40km
- Czas 03:04
- VAVG 19.63km/h