Zachód nieDaleki 2022 dz.4

ciekawi mnie dzisiejszy dzień, mały kawałek nowego będzie, dużo znanego a najwięcej – odgrzewańca. A ja lubię powroty po latach:)
Na początek seria pocztówek znad jeziora Szeląg:)

Wyczajonym dwa tygodnie temu przejazdem ruszam na Lubajny (tym razem pamiętam żeby stravę włączyć). Najprostsza droga jest przez Zwierzewo, ale dopiero powstaje – rozryta do spodu – więc jeszcze nie tym razem. 
Lubajny mijam i sprawdzam jak tam dalej na Stare Jabłonki. Miodek:)

Miodku niestety nie ma za Jabłonkami. Nadal nie ma żadnej asfaltowej przeprawy do Biesala, mus albo leśnym duktem przez Barduń albo krajową szesnastką dygać. Jako że nie uśmiecha mi się żadna z tych opcji wybieram wariant trzeci – podwózkę jedną stację pomarańczowym truchłem:)

(mapka ze stracy Warlity-Jabłonki jest tutaj)
Asfaltu nie zrobili ale stacje owszem, skakać nie trzeba – co cieszy mnie zwłaszcza w Biesalu, gdzie peron był wyjątkowo niski.
Biesal osiągnąwszy przecinam sprawnie szesnastkę i już mogę się cieszyć tym, po co tu przyjechałam.  Moim nieodmiennie numerem jeden, drogą Podlejki-Łukta:))

Z Łukty jadę często kiedyś wybieraną a teraz porzuconą na rzecz serwisówek drogą na Morąg. Lubię ją bo to jedna z moich pierwszych tras warmińskich ale z serwisówkami konkurencji nie wytrzymuje – stan coraz gorszy, oprócz kolein doszły istotne ubytki a że ruch spory to jazda niezbyt przyjemna. Nawet nie zrobiłam żadnego zdjęcia. 
Morąg też bez szału, od dawna straszą to kostkowe garbulce, teraz pokusili się przy okazji remontu jezdni przy wyjeździe na Małdyty o ścieżkę asfaltową, cóż – jakość nieszczególna.
Sam natomiast asfalt do Małdyt(ów)

świetny. A w Małdytach dziś dzień prawdy dla Kłobuka. 

Po wpadce dwa tygodnie temu dostaje szansę na rehabilitację i z niej korzysta. 
Pierogi z truskawkami pycha i podane migiem – jak tu zawsze bywało. Czyli – mam nadzieję – wpadka raz na 20 razy odhaczona i teraz już znowu będzie fajnie:)
Po Kłobuku czeka mnie wyprawka sentymentalna na pierwsze moje odkrycia wokółiławskie – Zalewo, Jerzwałd, Susz. Straszne tam były wertepy i cichcem liczę, że nastąpiła tu jakaś cudowna przemiana. Cóż…

…nie nastąpiła:( Właściwe powinnam wpisać sobie 40km teren. Cały długi ciąg  Małdyty-Zalewo-Jerzwałd-Susz wygląda jw. Ale jest pięknie, 

za Jerzwałdem droga wchodzi w cudny, stary las – oj doceniam ten cień i chłodek – no i nic nie jeździ (chociaż przygodny język doniósł, że alternatywna droga przez Dzierzgoń chyba nawet jeszcze gorsza. Pamiętam ją, jeśli nie było remontu to pełna zgoda z językiem).
Ostatnie 4km przed Suszem znienacka z piękną nową nawierzchnią,

dopiero teraz czuję jak mnie umordowały te wyboje.
W ramach zadośćuczynienia udaje mi się też ominąć słynny bruk w Suszu – wystarczy skręcić od razu w 515, potem w 613 na Kisielice i dopiero tędy dojechać do 521. Przejazd prosto do 521 to opcja bruk.
521 wita mnie ścieżką, którą – tak, zgadliście – omijam, szczęśliwie żywot jej jest krótki. Dopiero przed samymi Prabutami pojawia się znowu ale też nie dostaje swojej szansy.
W Prabutach


windy peronowe tradycyjnie nie działają, ale też nie spieszy mi się. Wszystkie ICki opóźnione kilkadziesiąt minut, w obu kierunkach. Mój ostródzki wtacza się ostatecznie z opóźnieniem godzinnym, szkoda mi tej godziny na dworcu gdy czekają TAAAAAKIE perspektywy, 

ale na cieplutki wieczór nad jeziorem jednak się załapuję. Fajną mam książkę. “Polska przydrożna” Pisze autor: siedzę na deptaku w Ostródzie nad jeziorem Drwęckim…
No to razem posiedzimy:))))

  • 121.23km
  • Czas 06:04
  • VAVG 19.98km/h

mapka ze stravy jest tutaj   

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *