i ta odkrywcza myśl pozwala przetrwać takie masakry jak remont (jak też cieszyć się tymi fajnymi chwilami, które się trafiają – cieszyć się na maksa)). Otóż jakkolwiek wydawało się to momentami niemożliwe cały ten remontowy chaos już za mną. Przez ostatnie dni działałam jako jednoosobowa firma sprzątająca ciesząc się z fatalnej pogody za oknem. Bo czas na domowe obowiązki wybrałam idealny, jako że tydzień rowerowo był i tak stracony – huragan, ulewy a nawet śnieg. Jazdy nie było ale po tym pucowaniu czuję się jak po rajdzie ultra. A i lokalny smog wystąpił w postaci chemicznych oparów sączonych z farb i lakierów.
Wróże nęcą zapowiedziami rychłej wiosny. Rzekomo 11 słonecznych stopni ma być w poniedziałek. Wierzyć?
Fajnie, że uporałaś się remontem i znowu masz dom – i to jaki czyściutki, świeżutki! Ja jeździłem w sobotę, był bardzo zimny wiatr, ale słońce i kryształowe powietrze.
bardzo fajnie:) remontowa mordęga należy do najcięższej kategorii – ale warto było!