to, co zapowiedzieli wróże na kilka najbliższych dni doprowadziło do emocji wrzenia. Temperatura – wysokie dwadzieścia, wiatr słaby, opadów brak. I noce ciepłe niebywale 15-17 stopni. W efekcie tychże zapowiedzi tydzień upłynął mi na knuciu, węszeniu i wertowaniu, z ledwie jakimś sochaczewskim lajcikiem wrzuconym na licznik. Od dziś przez kilka dni planuję powrzucać więcej:))) Etap 1 to trasa Wawa – Puławy.
Coby przez Wawę nie tłuc się niepotrzebnie podjeżdżam KMką do Józefowa,
dzięki czemu czasu trochę zaoszczędzam już na starcie. Który to czas mogę spożytkować na kulinarne rozpasanie. Śniadanko zacne w józefowskim Holiday Inn – starczy na następne 100km:)))
Ekscytuje mnie dzień dzisiejszy i plany na wszystkie następne – w menu same nowe traski. Atrakcji sobie jeszcze dokładam – będzie przeprawa promem!
Wiatr póki co jest bardzo mały i chociaż woda to nie mój żywioł całkiem nieźle sprawdzam się jako początkujący wilk morski
i w dobrej formie wkraczam do szosowcców mekki. Gassy!
Aż tak pusto jak na zdjęciu przez cały czas nie było, ale prawdziwa akcja toczyła się gdzie indziej:)))
Góra Kalwaria oprócz oblężonej kawiarni wiele atrakcji nie zaproponowała, trochę wykopków, trochę niedzielnych chóralnych śpiewów. Niesławny most przez Wisłę – składowa zgrozę budzącej krrajowej 50 – przy niedzieli TIRów zaproponował zaledwie kilka i wspomnienie nie najgorsze zostawił. Za mostem zjazd w Ostrówek i bardzo przyjemny odcinek do Dziecinowa. Z przydrożnymi ekspozycjami lokalnych mega plonów.
W Dziecinowie następuje wyjazd na 801, która jest główną dojazdówką do Puław – ucieczek w bok za wiele z niej nie ma. Szczęśliwie 801 przeszła w ostatnich latach istotną regenerację, nowy asfalcik jest niemal po całości (od Dęblina ciut gorzej ale dramatu nie ma, a bliżej Wawy nawet solidne pobocze występuje). Na wysokości Sobieni i Wilgi można boczkiem pojechać przez Celejów i Goźlin,
klimaciki bardzo fajne i smakowite:)) Niestety kolejna próba zjazdu w Uchaczach kompletnie nieudana, początkowo bardzo zachęcający nówka asfalcik wywiódł niestety w sensie dosłownym w pole a bardziej konkretnie do miejscowości Strych, szutr szutr szutr. Zabawa żadna, bo po chwili asfaltu za Strychem znowu terenowe wpadają kaemki a jak się kończą to zaraz droga i tak z 801 się łączy. Szkoda prądu.
Nie wiem, jak w tzw. “zwykły dzień”, ale w niedzielę ruch na 801 nie był duży, ciężarówek nie było wcale, motorów ledwie kilka a widokowo bardzo przyjemnie.
Słabym ogniwem jest przejazd przez Dęblin (a właściwie Dęblina obrzeżami) z przymusową dziadowską ścieżką – no ale w obrazie całości to element niemal nieistotny.
Po tak rozkosznie ciepłym dniu zmrok zapadający już o 19 jest sporym zaskoczeniem. Zwłaszcza, że temperatura wcale mocno nie spada i wieczór nad Wisłą jest nadzwyczaj przyjemny.
Jutro ma być jeszcze cieplej. Już nie mogę się doczekać:)))
- DST 150.46km
- Teren 4.20km
- Czas 07:07
- VAVG 21.14km/h
mapka ze stravy jest tutaj
Normalnie ze wzruszeniem czytałem ten pierwszy odcinek…
Odkryłaś bardzo dużo moich “domowych” rowerowych blasków i cieni. Prom, Gassówka, kawiarnia w GK i most na DK50 tamże, 801-ka, dęblińska ścieżka, widokowy odcinek przed Puławami…
Na wiosnę tam wszędzie jest jeszcze piękniej bo sady owocowe kolorami i świeżoscią powalają…
Kolejnej relacji już nie mogę się doczekać 🙂
się relacja robi ale gładko nie będzie, bo kolejna wyprawka już w knuciu – może wystąpić w relacjonowaniu przerwa:)))
Cóż, pozostaje cierpliwie czekać. Zawsze warto 🙂
Na szczęście mam stravę… :)))