dziś wiatr symboliczny za to upał był zapowiadany konkretny. Ale noce są tak rewelacyjnie ciepłe, że wczesne wyjście nie stanowi najmniejszego problemu. Lubię ten poranny klimat:))
Początkowo myślę, że z uwagi na nadchodzący żar to będzie tylko pół kampinoskiej pętelki – Roztoka, Leszno ale jak już jestem w Sowiej Woli wciągają mnie Górki
i perspektywa jazdy nową drogą do Leoncina.
Po wyjeździe z lasu na nadwiślańskiej drodze do Śladowa gorąc spada na mnie przeokrutny i duże jak mi się wydawało zapasy picia znikają błyskawicznie. Zwłaszcza, że za Tułowicami
zaczyna się odcinek nader eksponowany i nawet brochowski kościół-twierdza
spowity jest mgiełką falującego z powodu upału powietrza…
Są Jednak tacy, co mają gorzej…
spacerkiem truchtająca ciuchcia doprowadza wycieczkowiczów do skrajnej nudy. To coś jak na statku wycieczkowym – przez kwadrans jest fajnie a potem sobie uświadamiasz, że tej fajności będą jeszcze 3 godziny I NIE MA JAK WYSIĄŚĆ…
Od Mokasa myślę już tylko o tym, żeby schować się do jakiegoś cienia. W dodatku mimo popasu w Górkach diabelnie jestem głodna – tak mi się czasem robi w gigantyczne upały. Wszyscy mdleją na widok jedzenia a ja pochłaniam podwójne porcje. Dziś już wiem, że na swojej standardowej popasowej porcji do Wawy nie dociągnę więc nawiguję do pizzerii w Kampinosie. To jest nader przyjazne miejsce, które kiedyś bliżej opiszę – pizza z pieca, również w rozmiarze dziecięcym czyli jednoosobowym. Bardzo zacna inicjatywa:)) Oprócz pizzy wlewam w siebie wybłagany gar (pół litra miał jak nic) zielonej herbaty i ten zestaw stawia mnie na nogi tak doskonale, że do domu wracam naokoło przez Sieraków. A potem tylko cały wieczór woda, woda, woda….
- DST 151.54km
- Czas 07:01
- VAVG 21.60km/h