jedna (JEDNA!!!) rzecz za jaką lubię zimę, to że jest wreszcie czas na nadrobienie wszelkich zaległości. Do kina pójść (i rozczarować się ZNOWU, niestety), książkę nieco grubszą i ambitniejszą przeczytać (Dziennik Kisiela smakuję po raz trzeci i zapewne nie ostatni), mieszkaniu się przyjrzeć – coś dodać coś ująć:)) no i na rowerki popatrzeć. Dobry moment, żeby udoskonaleń i przeróbek drobnych dokonać. I chociaż gorąco wierzę, że lepsze jest wrogiem dobrego, to jeśli dobre okazuje się być tylko takie sobie – zima jest porą na zmiany. A te okazały się zaskakująco korzystne i przyniosły nagrodę za odwagę podjęcia eksperymentu. Najmniej komfortowa ze wszystkich rowerów pozycja na srebrnym uległa mega poprawie dzięki drobnej korekcie w ustawieniu mostka (się tak chyba nazywa to:))) i siodła. I od razu rowerek hulał, średnia jak w środku lata i frajdy dużo mimo zimna – dziś minus nawet w środku dnia. Ale malutki. Taki raczej minusik:)))
- DST 40.33km
- Teren 2.10km
- Czas 01:50
- VAVG 22.00km/h