wreszcie skończył się czas wichur – wczoraj i dziś pogoda była właściwie bezwietrzna. W dodatku pokazało się słońce i od razu dzień się wydłużył – jasność zapanowała już przed 7. Oj tęskniłam za takimi porankami:)) No ale żeby nie było tak fajnie – skończył się też niestety czas dodatnich temperatur. W nocy mróz kilkustopniowy a i w dzień ledwo ledwo zero i to też tylko na słońcu. Tradycyjnie mimo lekkiej góry (tylko polar) było mi cieplutko ale kopytka już po 20km zamarzły. Żadne tam ocieplacze, skarpety z merynosa i nie wiem jakie jeszcze pomysły nie działają – nie znalazłam jeszcze patentu, który by zamarzaniu kres położył. Co ciekawe dłonie zupełnie mi w tym roku nie dokuczają, a w całkiem zwyczajnych jeździłam dziś rękawiczkach, mam je już zresztą kilka sezonów. Tu nastąpiła niespodziewana i nie do końca wytłumaczalna samoistna poprawa – przez 15 lat palce kostniały z zimna już od +3, nagle przestały. Może kopytkom też się poprawi:)))
Asfalty w przewadze suchutkie, ale szadź w okolicach lasu była obecna i trzeba było uważać. Podobno jutro też bez wiatru. I bez opadów. Fajnie:))
W Australii mnóstwo arcyciekawych meczy. Rewelacyjne było starcie Verdasco z Cilicem no i Sharapovej – z Woźniacką ale też z Barty. Ciekawa jestem, jak daleko zajdzie mikst Świątek/Kubuś, pierwszy kankan już był:)))
Młode wilki trafiają na starych mistrzów i padają jak muchy. Cała nadzieja w Stefanku – życzę co prawda Federerowi żeby wygrał ale niech się trochę pomęczy:)))
- DST 40.55km
- Czas 02:05
- VAVG 19.46km/h