rano wreszcie mogłam rozejrzeć się po klekotkowej okolicy. Ooooch… Zapachniało Głęboczkiem:)
Trudno było się zmobilizować, ale za klekotkową bramą też nie było źle
brzozowa aleja jedna z piękniejszych, jakie widziałam. Dziury w asfalcie niestety też jedne z bardziej efektownych… 6km do głównej drogi dłuuugo się jedzie.
Droga główna to 513 Pasłęk-Orneta a jej nawierzchnia wcześniejszą mękę wynagradza. Świeżynka położona w zeszłym roku.
W Ornecie nie zabawiłam długo
bo już czekały kolejne atrakcje. Nowa droga! W sensie – dla mnie nowa, bo tak całkiem nowa ona nie była jak się szybko okazało. Orneta -Morąg przez Miłakowo, czyli 526. Miała do zaproponowania miłe chwile
ale były też odcinki dramatyczne, gdzie asfalt występował w formie krowich placków. Ostatnie 4km przed Morągiem fajne ale generalnie sporo męki, zwłaszcza że pagórów po drodze było wymagających kilka i wdrapywanie się na nie po tej trzęsawce nie było łatwe.
A za Morągiem to już droga którą znam czyli 531 – do Łukty i dalej do Gietrzwałdu wzdłuż jeziora Isąg. Po drodze do Łukty jest tak
i choć ruch momentami spory to i tak uwielbiam tędy jeździć. Droga mija szybko i już zaraz moje ulubione klimaty
zwiastujące rychłe obżarstwo jagodowe. Bo kawiarnia w Łukcie
ma się świetnie i trudno było uchwycić moment, kiedy przez chwilę nikogo nie było w ogródku. Pierogi z jagodami z jagodową polewą. I wyśmienity domowy sernik. Plus kawa. Koszt – 30PLN. Rewelacyjnie szybka i uprzejma obsługa w cenie:)
Jadąc z Łukty zawsze jest dylemat, którędy do Gietrzwałdu – przez Worliny czy przez Wynki? Nowiutkie asfalty na obu drogach, obie przepiękne. Orzeł. Czyli Wynki:)
Ta droga zawsze mija za szybko…
Żeby dojechać do Gietrzwałdu nie jest już tak miło. Czerwona 16 napakowana TIRami i bez pobocza. Jakoś 3km trzeba przetrwać. W Gietrzwałdzie zawsze skręcałam na Tomaszkowo. Ładnie, ale wykroty przeokrutne. W zeszłym roku odkryłam, że “szesnastka” od Gietrzwałdu ma już pobocze. I pomykam teraz tędy. 10 km równiutkiego asfaltu, pobocze szerokie. Nie ma dużej frajdy, ale mija szybko. A po 10km jest skręt na Kudypy, od Naterek nawierzchnia położona w zeszłym roku, tam jest świetnie. I trochę naokoło, ale wyjeżdżam jednak w Tomaszkowie. Akurat żeby zajrzeć jak się ma mój ulubiony poza sezonem hotel – czyli Marina Golf Club w Sile
dobrze się miał. Zapakowany na full.. Obiecałam mu powrót we wrześniu. A już na pewno w październiku:) Tym razem zamieszkałam Dorotowie, gdzie widok na jezioro Wulpińskie też hipnotyzuje
a dzień skończył się tak
- DST 119.21km
- Czas 05:57
- VAVG 20.04km/h
do tej wycieczki jest mapa