mój pierwszy występ po wypadku. Turniej zaczynał się o 9, ale Partner dobrze negocjował, zostaliśmy wpisani na 9.30:) Godzina tenisowo nikczemna, o tej porze uwielbiam jeździć, ale grać niekoniecznie. Skoro więc dostałam bonusowe pół godziny postanowiłam trochę swój nie lubiący intensywnego porannego wysiłku organizm oszukać. Rower 7.30? w sam raz! a że akurat leje i śniegiem mokrym podsypuje? who cares!:)
- DST 13.18km
- Czas 00:36
- VAVG 21.97km/h
rozgrzewki starczyło na półfinał. Może wspomnę, że to był turniej debla męskiego, nasza para była niestandardowa:) Mecz o 3 miejsce przegraliśmy sromotnie, a właściwie przegrałam ja. Szósty set, piąta godzina gry. Czułam się jak miś na pluszowych łapkach:((