9 chorobowych dni bez roweru. DZIEWIĘĆ!! Wredne wirusisko osłabiło mnie totalnie. Od kilku dni temperaturę mam między 35,1 a 35,5. Zdarzyło mi się też sięgnąć dna – 34,8… Rzężę jak przedwojenne radio. Już już wydawało mi się kilka razy że jest jakieś światełko w tym tunelu, raz zrobiłam 2km, raz 4 – i powrót w kompletnej niemocy. Dziś było zdecydowanie lepiej, po półgodzinie złapałam rytm i nawet miałam trochę przyjemności z tego wyjazdu (i nie tylko kawę w Czubaku mam na myśli:)) Pogoda dość życzliwa, stopni siedem na plusiku, co prawda bez słońca ale wiatr niewielki – nie zmęczyłam się. Mam apetyt na jutro, ponoć szykuje się dziesięciostopniowa słoneczna wiosna. Może więc to już koniec bezrowerowej udręki??
- DST 55.27km
- Czas 02:44
- VAVG 20.22km/h