co za dzień fantastyczny. Rano co prawda trzeba było trochę na słońce poczekać, ale jak już wyszło to od razu żwawo wzięło się do roboty. Tak i o 11 nagrzało powietrze do pełnego okrągłego zera. Zaliczyłam kilka przystanków celem zdjęcia z siebie paru cebulkowych warstw, w tym w pierwszej kolejności namordnika. Cóż to była za ulga:) Po tygodniowej pełnej samozaparcia rowerowej harówie jazda wreszcie sprawiła mi prawdziwą, przeogromną wręcz przyjemność. Nie dość, że ciepło to nawet wiatr nie dokuczał.
Łoś tym razem czekał na mnie w domu:))) Gdyż dopełnieniem tej uroczej niedzieli był finałowy mecz DelPotro (znanego wtajemniczonym jako Łoś właśnie). Delpo w Acapulco zagrał 3 mecze absolutnie fantastyczne pokonując kolejno Ferrera, Thiema i obu braci Zverev. W finale pierwszego seta z Andersonem wygrał. Zaczyna się set drugi….
- DST 59.72km
- Czas 03:00
- VAVG 19.91km/h