po cudownym weekendzie ostatnie dni zdecydowanie mnie atrakcyjne. Jeździłam trochę, owszem, ale w warunkach nazwijmy je ogólnie – bardziej treningowych niż rekreacyjnych. Bo jak nie wiało to padało. Albo odwrotnie. A i pakiet podwójnych korzyści też się trafił:))) Dziś od rana mrozowaty wiatr ze wschodu w towarzystwie iście listopadowej mżawki. Ledwie stopień powyżej zera, a od jutra wróże wieszczą krótkotrwały na szczęście powrót PRAWDZIWEJ zimy czyli śnieg, mróz i huragan. Mam nadzieję, że mimo wszystko oponkę choć na chwilę uda się wystawić i ciągłość rowerowania zachować. Bo jedyny w tym roku dzień bez roweru to póki co 1 lutego:)))
- DST 56.47km
- Czas 02:48
- VAVG 20.17km/h