po wrażeniach pierwszego kopenhaskiego dnia (i wieczoru:)) start dziś dość późny – co ma swoje benefity. Poranny ruch już się najwyraźniej przewalił i można cyknąć jakieś rowerowe fotki:)
Ambitny plan zakładał na dziś wyjazd poza Kopenhagę i włóczęgostwo turystyczne krajobrazowo-zamkowe (a jakże). W tym celu podjęty został trud zakupienia karty city pass (large, na 4 zony), ważnej 24h. Trud wcale nie w przenośni, bo jak już pisałam na dworcu – nawet największym – okienek kasowych w Danii brak. Co weryfikuję na Kobenhavn Central – nie ma.
(mapka z przejazdu na stację tutaj)
Są oczywiście automaty, ale jakie moje do nich nastawienie – wiadomo. Informacja – nie ma. Ale jest Trafik Biuro – tak miejscowi na punkt informacyjny mówią. Przed biurem (na samym ciemnym dworca końcu, hol główny za zejściem na peron 12) cerber, problem należy wyłuszczyć, numerek właściwy pobrać. Są okienka! Sprzedają bilety!
Podaję nazwy miejsc, do których się wybieram, jest city pass. Jest specjalny bilet na specjalny pociąg jutro (o którym… jutro:)) Jak się wkrótce okaże nie takie to proste ale na razie myślę, że już wiem jak to działa.
Czas rozkminić system mocowania roweru (bilet na rower niepotrzebny. Ale UWAGA – czasem trzebny. Będzie o tym później).
(z rozkminieniem nie pocelowałam. Duńczycy swoje jednoślady upychają tyłem).
Trafiłam za to z decyzją o wypadzie do Hillerod.
(czerwony pociąg podmiejski, Hillerod stacja końcowa, odjazdy ca co 15 minut. Stacja końcowa ale tory się nie kończą, dalej na północ jeżdżą pociągi prywatnych przewoźników).
Frederiksborg – była letnia rezydencja królewska – jest super. Wieżyczek – jak lubię czyli dużo. Ludzi też jak lubię – wcale:)))
Warto zamek z każdej strony obejrzeć – ogród jest imponujący, chociaż jeszcze w pełni nie rozkwitł.
Z Hillerod ruszam dalej na północ – już na 2 kołach.
Fajna początkowo ścieżka
wyprowadza mnie niestety na manowce (ościeżkowane:)) i zaliczam znowu rajd po kamulcach (a nie tęskniłam!). Dziś szczęśliwie odcinek enduro krótki – niecałe 3km.
Osiągnąwszy asfalt prosto przez Graested tnę na Gilleleje
(Helsignor też dostanie dziś swoją szansę, ale nie drogą 205).
Gilleleje
nie rozczarowują. Porcik milusi ale na jedzonko (makarony, kawa, coś na słodko) lepsze są miejscówki “w centrum”. W porcie można zapolować na rybę. Także świeżą:))
No to teraz wiadomo co. Nadmorska 237
i – nie może być inaczej – Helsignor.
(a jeszcze – żeby nie było że takie wszystko cacy rowerowo w tej Danii:))):
Helsignor – znany w Polsce jako Elsynor. I zamek Kroenborg, “pierwowzór” zamku duńskiego księcia Hamleta. Pozaliteracko – walczący o miano najpiękniejszego zamku Danii.
Ten drugi (pierwszy???) też mam już namierzony. Ale daleko on. Nie w tym roku…
Ślad ze stravy w Helsignorze się kończy (mapka Hillerod-Gilleleje-Helsignor jest tutaj), gdyż jako osoba wyposażona w wart miliony city pass zamierzam ponownie mojej magicznej karty z wejściówką do każdego pociągu użyć. Ładny taki stoi, srebrny. Nada się:)
Ooo, elegancki. Zupełnie inna jakość niż to czerwone truchło jakim jechałam rano. Nie ma co prawda takich fajnych gumek na rower ale MA TOALETĘ. Bo – UWAGA – czerwone truchła toalet nie mają (i tu wyraźna przewaga trucheł czerwonych polskich – one mają:))).
Ale jak to mój bilet na to cudo nie działa???? Że city pass to tylko na truchło?? Że bilet dla niebieskiego potrzebny? No dobra, wysiądę, złowię truchło. Ale jak to że nie ma truchła z Helsignoru? Przecież mówiłam okienkowemu dziadu!
No cóż, Duńczycy to fajny naród. Ostatecznie jedziemy. Ja z nieważnym city passem i niebieski całkiem bez biletu:)
A teraz ilustracja do wykładu: srebrny z lewej, truchło z prawej:)
Srebrny okazuje się jakimś ekspresem, prawie nie przystaje, ale tam gdzie zaplanowałam wysiąść uprzejmie zatrzymuje się (stacja Oester Port).
Ciekawiło mnie to miejsce, tu cumują wielkie liniowce, tu gdzieś jest sławna syrenka…
Moje zwiedzanie takie jednak mniej przewodnikowe, zamiast syrenki zaliczam misie, zamiast liniowców pomarańczowy transportowy “naleśnik” (kursują bez przerwy) a w bonusie Kastelet (dawne koszary) z ciekawym kościołem św. Albana (Alban? co za imię… Musi, że duńskie:)))
Ze strony nabrzeża (Langelinie) ciekawie wygląda kładka prowadząca do Nyhavn, którą jechałam wczoraj i nowe przy niej budynki (te piaskowe).
Rzucam okiem na Amalienborg i Frederik Kirche, ale nie robią na mnie jakiegoś nadzwyczajnego wrażenia (tyle tu jest doskonałej architektury, że takie różne pałacowe założenia nie bardzo fascynują) – w przeciwieństwie do sąsiedniego Sankt Annae Plads – nieoczekiwanie w samym środku Kopenhagi arcyparyskie miejsce (i nawet w bule grają!!). Cóż, jeśli znajdę się kiedyś ponownie w Bastille to powiem że jest tu zupełnie jak w Kopenhadze. Bo – with all due respect – nijak się do Kopenhagi nie umywa Paryż. Niech się schowa.
Teraz pora na trochę mniej oczywiste miejsca i trochę “zwykłej” Kopenhagi.
Od strony północno wschodniej na planie miasta widnieją 3 duże sztuczne jeziora. Chcę je zobaczyć,
to taka umowna granica “city”, pojawiają się fajne lokalne knajpki wyposażone w super ogródki z “grzejnikami” – ciepło aż bucha chociaż dzisiejszy wieczór dość rześki. Trzeba będzie którąś sprawdzić, może taaaa???
Najpierw jednak jadę obejrzeć dom, w którym w latach 30 XXw (1932-1935) “nowoczesne i komfortowe” mieszkanie wynajmował sekretarz polskiej ambasady. Odpowiadał za promocję polskiej kultury w Danii ale szybko zaczął równie intensywnie promować Danię w Polsce. Duński poznał w stopniu umożliwiającym tłumaczenie Soerena Kirkegaarda (więc skoro mógł to przetłumaczył) i swobodne konwersacje z duńskim królem (od którego otrzymał najwyższe duńskie odznaczenie). Po powrocie do Polski gościł w swojej podwarszawskiej posiadłości duńską królową. Znał doskonale francuski, rosyjski, angielski, włoski, po niemiecku też się dogadał. Włochy były jego wielką miłością ale to Kopenhaga zapadła mu w serce na zawsze (chociaż jego żona Anna uważała ją za nudną i prowincjonalną (!!!) Na fortepianie grał z biegłością koncertową. I chociaż literatura, jaką tworzył nigdy mnie nie ekscytowała, to Humanistą był fascynującym.
Które okno było tym, przez które wyglądał Iwaszkiewicz?
Dziś “nowoczesne i komfortowe” wyglądają nieco inaczej.
Też by się zakochał?
- DST 81.11km
- Teren 2.50km
- Czas 04:49
- VAVG 16.84km/h
mapka ze stravy z traski po mieście jest tutaj