wreszcie po 2 tygodniach ciężkich śniegów i mrozów lody puściły. Rozlewiska, bajora, jeziora – dramatyczne. Dawno nie widziane słońce ogrzało powietrze do cudownych dziesięciu stopni – no i popłynęło wszystko. Więc wyprawa na grubasie, który już tak zimowym błotem upodlony że nic bardziej mu nie zaszkodzi. Z zimowej smuty korzystając niebieski z sylwkiem do serwisu odstawieni, ale prognozy na najbliższe dni tak doskonałe, że może w połowie tygodnia asfalciki podeschną i już na cienkich oponkach da się pojechać (jeśli serwis wydać zdąży:))))
Traska do Leszna standard, ale po długiej przerwie i codziennych dystansach 50 max (a bywało, że znacznie mniej) dużo dała radości. Zwłaszcza, że było naprawdę cieplutko, nawet wiatr za bardzo nie przeszkadzał i można było prawdziwie wiosennie na ławeczce przyjemną chwilę spędzić. A nawet kilka chwil. Nareszcie:))))
no a na deser jeszcze finał AO. Żadnego z finalistów nie lubię więc obejrzę bez emocji wyłącznie na sprawności technicznej się koncentrując. A kto wygra to mi ganz egal:))))
- DST 84.60km
- Czas 04:45
- VAVG 17.81km/h
mapka ze stravy jest tutaj
No i to rozumiem…
Solidna wycieczka na rowerze “niedługodystansowym” robi wrażenie.
Aż strach pomyśleć co będzie w tygodniu jak przeschnie, a wyposzczony niebieski wróci z serwisu…
U mnie na południe od Stolicy jakoś to wszystko “suszej” wyglądało dzisiaj.
Albo moje wybory były właściwe…
Zanotowałem w słońcu, w zaciszu, na krótkim pit-stopie konsumpcyjnym 16 stopni Celsjusza :)))) !!!
Pięknie dzisiaj było 🙂
niebieski to prędko nie wyjdzie, pieszczoszek po tej soli jeździc nie będzie:))) Sylwka wypuszczę:))