prognozy na dziś nader były obiecujące. Zapowiadane ciepło i słoneczko zachęciły do zaplanowania wypadu dalszego niż smętne jesienne sierakowskie pętelki. Wiatr z południa zatem wybór prosty – Lisia Polana, a potem może Gąsocin? Mglisty poranek trochę zweryfikował te ambitne plany, wyjechałam z ponadgodzinnym opóźnieniem. No trudno. Jedzie się całkiem przyjemnie, zobaczymy, gdzie mnie noc zastanie:) Mało brakowało, a zastałaby mnie u Lisa. Zrobiło się tak rozkosznie ciepło, że nie byłam w stanie się zmobilizować do dalszej walki. Zaległam na dłuuugie kwadranse obłożona gazetami, z pyszną kawą… I wtedy Z wybawił mnie z impasu. Rzucając hasło, które działa zawsze. TENIS!!! Zamiast do Gąsocina pruję zatem wzdłuż Wkry do Pomiechówka i łapię KMkę w Modlinie. Mam jeszcze czas na obiadek, dzięki czemu przez 1,5h toczę na korcie równy bój. I niestety padam w końcówce, oddając super TB do 7:((
- DST 98.80km
- Teren 1.80km
- Czas 04:22
- VAVG 22.63km/h
próbuję nadrobić zaległości w oglądaniu meczy WTA Finals w Singapurze. Uważam, że dawno w tych kończących sezon rozgrywkach nie było tak wyrównanych pojedynków. Na tak wyśmienitym poziomie. Dziewczyny grają naprawdę rewelacyjnie, najlepszy dowód, że do końca rozgrywek grupowych nie wiadomo, kto awansuje do półfinałów…