bez roweru, ale…

…dzień nie był stracony! A nie był, bo już od wczoraj obmyślałam strategię godnego wykorzystania wolnego od pracy przedpołudnia. I…
….mimo pogody koszmarnej, wichury wściekłej i opadów co chwila poczułam się przez chwilę absolutnie wakacyjnie. Basen, sauna, las, cisza (no prawie, wiatr ryczał)
Eksploracje zeszłoroczne zaprocentowały, wyczajony latem na okoliczność takiej jak dziś pogody Hotel Bonifacio sprawdził się świetnie. Wpisuję na moją listę ulubionych!

6 thoughts on “bez roweru, ale…

  1. Kryty basen? 😉
    U mnie ostatnio było zakończenie sezonu kąpielowego, tego zewnętrznego. 😉

  2. Coś podobnego! Zdarzył się dzień, w którym jeździłem (wieczorem było całkiem dobrze – sucho – nie licząc wiatru), a Ty nie 🙂

      1. Jako rzekłem – sezon zakończony. Dla mnie już jest za ciepło na pływanie. 🙂
        Teraz czas na Tomskiego, to taka przejściówka między morsami a zwykłymi ludźmi. ;))

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *