traskę na dworzec mam już opracowaną i peron z którego odjeżdża WŁAŚCIWY pociąg w wersji czerwone truchło również.
Dziś obstawiam Koge, to stacja końcowa kolejki podmiejskiej kierunek południe.
Sobota od tygodnia pogodowo złowieszcząca w całej północno-zachodniej Europie była i tylko nasycenie złem ulegało zmianom w prognozach poszczególnych wróży. W porównaniu z ulewami zapowiadanymi jeszcze wczoraj drobny deszczyk, jakim żegna mnie Kopenhaga witam wręcz z ulgą. Im bardziej na południe od miasta tym większa szansa, że opad będzie mniejszy. Optymistycznie:)
Z Koge ruszam po mokrych ścieżkach i w mżawce, uważając na wyjątkowo nie zaasfaltowany tymczasowy uskok.
HOJ KANT!
Po kilku minutach przestaje padać radość moja jest wielka, ale że słońce??? Nie do wiary, jakie mam szczęście do pogody na tej wyprawce!
Początkowo nad morzem, a stopniowo coraz bardziej interiorem – przez Strodby
jadę w stronę Hojerup, na cel biorąc Stevns Klint – taki duński Trzęsacz, w nieco jeszcze lepszej będący kondycji. Co oby jak najdłużej mu było:))
Z prognoz póki co doskonale sprawdza się wichura, duje wręcz niemiłosiernie i z lekkim przerażeniem myślę o tym, że z Hojerup skręt mnie czeka i jazda w kierunku dokładnie POD wiatr będącym. W dodatku pod lekką czasową (o czym za chwilę) i – jednak- pogodową
presją. Huragan się wzmaga… Czarne krąży… A zanim całkiem mnie osaczy w Heddinge – pierwszej miejscowości, do której udaje mi się w tej masakrze dotrzeć – przejeżdżam przez jakieś niespodziewane tory. Tradycyjnie – w lewo, w prawo… W PRAWO???
Na peroniku najwyraźniej mocno lokalnego jakiegoś połączenia stoi całkiem pokaźny tłumek. Nie przepuszczam takich okazji:)))
Zanim się dogadam co to za pociąg, dokąd zmierza – nadjeżdża. Zastanawiać się będę później, dziób ma w kierunku właściwym – wsiadam. Nie wiem jeszcze dokąd, ale – jedziemy:)))
Czas teraz wyjaśnić dzisiejszą czasową presję. Otóż plan jest naprawdę napięty, nocleg mam w Rostocku… Czeka mnie więc dotarcie na sam południowy koniuszek wyspy – muszę złapać podwózkę, która mnie do celu przybliży. Pociąg do Nykobing Falster (na rozkładach widniejący jako Nykobing F) startuje oczywiście w Kopenhadze, ale tak bardzo chciałam zobaczyć Stevns Klint że zafundowałam sobie ten rajd przez interior. No i teraz muszę trafić na którąś ze stacji gdzie da się wspomnianą podwózkę złapać i jeszcze czasowo dobrze pocelować. Pociągi jeżdżą co godzina więc niby luzik, ale tylko niby. Bo z Nykobing jeszcze 25km do Gedser, skąd prom do Rostocka odjeżdża. Wichura, perspektywa szukania wjazdu do terminala etc zapasik czasowy bardzo zmniejsza. Prom płynie 2h, jeśli nie załapię się na prom o 18 będę w Rostocku dopiero ok 22.30, co niechętnie.
Więc zachwycam się nieoczekiwaną lokalną kolejką (komforcik, nie to co czerwone truchła) bo uparcie jedzie w tym kierunku co mi bardzo po drodze. Trochę mnie niepokoi brak biletu i jak już statecznie rozkminiam, gdzie jestem i że dobre 10km udało się podjechać decyduję, że na najbliższej stacji wysiadam. I właśnie ta okazuje się być stacją ostatnią. Harlev.
(INFORMACYJNIE: z Harlev jest już tylko kilkanaście kilometrów do Koge – można się przesiąść do kolejnego lokalnego truchła – a z Koge jak już wiadomo jest pociąg do Kopenhagi, przez Koge jedzie też pociąg do Nykobing. Na lokalne pociągi nie działa City Pass. Tak jak w każdym innym w tym pociągu też nie ma biletomatu. Nie zdążyłam sprawdzić czy był biletomat na peronie.)
Korzystam z nieoczekiwanego prezentu w postaci zaoszczędzonego – przynajmniej pól godziny! – czasu i jadę trochę naokoło do Herfolge, następnej stacji po Koge, gdzie zatrzymuje się moja podwózka do Nykobing. W Vallo, przez które przejeżdżam zupełnie przypadkowo trafiam na bonus:
Lubię takie niespodzianki:))))
W Herfolge peronik jak w Bogaczewie pod Elblągiem, nizuuutko,
wsiąść nie jest łatwo. W pociągu (specjalne bilety na “express”, konieczny bilet na rower. Od czerwca będzie konieczny zakup biletu na określoną godzinę, ja korzystam jeszcze z systemu elastycznego, mogę wybrać dowolny pociąg w ciągu dnia na który mam zakupiony bilet, bilet kupiłam w tym ukrytym okienku na dworcu w Kopenhadze) też czyhają pułapki. Drzwi otwierane fotokomórką – tylko jak się okazuje wysokim, kto niższy – łapką musi machać. Gniazdka elektryczne w suficie, też mnie zaskoczyły:))
Pociąg elegancki, komfortowy, do Nykobing migusiem w niecałe półtorej godziny dojeżdża, skąd droga do Gedser już prosta
(choć nie dla słoni:))))
Chmurzyska się kłębią ale pojawia się nieoczekiwany bonusik, huragan lekko zmienia kierunek i wieje zdecydowanie bardziej w plecy niż z boku. How nice!
Do promowej godziny mam niezły czasowy zapas i pozwalam sobie na lekki luzik – jak się okazuje niesłusznie. Już w Gedser nagle pojawia się zakaz jazdy rowerem bez żadnego info, którędy rower na prom wjeżdża. Okolica kompletnie bezludna, a jedyna osoba jaka się pojawia jak na złość ani w ząb w żadnym pozaduńskim języku (rzadkość). W końcu jednak pozyskuję info i wskazówkę że odnogą od drogi głównej należy podążać, na odnodze po kilkuset metrach istotnie pojawiają się wskazówki dla cyklistów.
terminal kompletnie pusty jak wszystko wokół, pusta wielka hala z…. parowozem na środku. Otwarte, ale po prostu NIKOGO, jakieś drzwiczki jak w przychodniach za PRLu w Grójcu, a czas płynie. W końcu pojawia się jakiś ochroniarz, automat biletowy sprytnie ukryty za którąś parą wspomnianych drzwiczek, cudactwo.
Bilet w cenie niekorzystnej, od 2 dni panuje tu już sezon i cena jest podwójna:(((
System oczekiwania na prom też nie zachwyca, na tym totalnym wygwizdowie tkwię kwadrans aż wreszcie gdzieś zza węgła ludź w żółtym kubraku macha żeby wchodzić.
Oooo, sporo jest tu miejsca:)))))
W porównaniu z katamaranem prom do Rostocka jest ze 3 razy większy i pewnie też 3 razy wolniejszy:)) niemniej widok z pokładu 7 bardzo jest fajny i nawet jak buja to czuje się to tylko trochę. W przeciwieństwie do obsługi katamarana nikt się też specjalnie nie przejmuje rowerem, żadnych linek czy innych sznurówek, jak masz swój locker to możesz do barierki rower przyczepić, jak nie – to nie. Luzik.
Wyjazd z terminala w Rostocku wymaga nieco cierpliwości, hektary terenu, barierki, siatki, zamknięte bramki, droga dla rowerów zastawiona TIRami etc.
Oczywisty jak by się z mapy wydawało przejazd do centrum miasta przez most okazuje się dla rowerów niedostępny – autostrada. Dygać trzeba naokoło przez jakieś zachaszczone prehistoryczne ścieżki, mmmmm (mapka jest tutaj).
Wieczorny sobotni Rostock robi lepsze wrażenie niż się spodziewałam. Fajne nabrzeże, fajne knajpy, wyluzowani uśmiechnięci ludzie. Deszcz, który gonił mnie przez pół Danii tu wreszcie mnie dopada. Ale kropi symbolicznie, tylko przez chwilę:)))
mapka odcinka Koge-Herfolge (kawałek pociągiem) jest tutaj
mapka z Nykobing do Gedser jest tutaj
- DST 106.28km
- Czas 05:50
- VAVG 18.22km/h
Gdzie ciąg dalszy? – Pozdrowienia!
pisze się, ale czasu brakuje:( pozdrowienia odwzajemniam:))