po świetnym styczniowym początku i stówasiach z rzędu dwóch luty przyniósł serię trzech stówek z rzędu. Mróz poranny owszem obecny ale wobec obecnego również słońca został zignorowany.
Tak i słońce mi czujność lekko osłabiło i sobotnia stówka pierwsza glebę nieoczekiwaną przyniosła:( Lodowisko zupełnie niewidoczne – tzw czarny lód – mnie w pułapkę złowiło w Truskawiu. Nijak oblodzenia widać nie było, nawet po bliskim się przyjrzeniu:))) Było trochę strachu, ale konsekwencje duże nie były. Ufff.
Więc w sobotę pętelka do Leszna (mniam mniam w Klimatycznej:)), w niedzielę z nieoczekiwanie sprzyjającym wiatrem doskonały wypad do Łochowa a w poniedziałek traska do Gołotczyzny, gdzie przyjemna niespodzianka – wreszcie nowy asfalt na dojeździe do stacji:)))
No i tylko dzisiaj zonk, miał byc stówaś czwarty, powtórka z Gołotczyzny tym razem przez Joniec i Nowe Miasto a tu znienacka przed Lisią Polaną chmur nalazło, grad, deszcz, ziąb, robota w domu… Uciekłam, ale 70km w lutym też wynikiem złym nie jest:)))
7 dyszek w lutym zacnym kilometrażem jest :))
Ale klasyczny lutowy hat-trick stówasiowy to mistrzostwo świata jest i okolicy :)))
Piąty rok zaczęłaś jazdy dzień po dniu co jest kosmosem a wciąż potrafisz zaskoczyć, pewnie samą siebie też…
Bo trzy stówasie pod rząd to dla Ciebie bułka z masłem…
Ale w LUTYM :))))) ????
To nie ja, to pogoda:))) Ja tylko skorzystałam z okazji:)))