co za pogoda. Całą noc lało a wichrzysko świszczało jękiem potępieńczym. Ranek przyniósł poprawę tylko pozorną. To znaczy huragan pozostał a deszcz udawał, że go nie ma.
I rzeczywiście – jak wychodziłam, to go nie było:)) A po drodze lało raz za razem – średnio co półtora kilometra (przez półtorej minuty:)).
No ale dziesięciostopniowa temperaturka nie pozwoliła mi na natychmiastowy odwrót i nędzną bo nędzną ale babicką pętelkę udało się wykręcić. Wrzucając tym samym na licznik absolutny rekord dotychczasowych styczni w postaci przekroczonych kilometrów 1600.
- DST 28.99km
- Czas 01:30
- VAVG 19.33km/h
Na jutro wróże nic lepszego nie zapowiadają, zmarnuje się w tym deszczowym huraganie wieszczone rewelacyjne 11stopni:(( Z dobrych wiadomości – wygrała AO w deblu moja ulubienica Kiki Mladenovic. No i niebieski już w domu, bije błyskiem po oczach:)))
Eliza, to niesamowity wynik styczniowy…
Taki kilometraż w środku zimy – to co będzie w maju???
A dzisiaj rzeczywiście temperatura ratowała sytuację – jakby było koło zera to rowerkowanie wątpliwe być by mogło 🙂
Życzę… podobnego lutego (oczywiście o aktywność mi chodzi, nie o dzisiejszą pogodę).
haha, wypowiedział się właściciel PONAD 1600 tegorocznych styczniowych kilometrów:))) Gratulacje! Twoje dzisiejsze 80 w tym błotku i huraganie zrobiło na mnie wrażenie:))
Choroba rowerowa plus sztuka halsowania, ot tyle…
Ale…. Ty to też masz przecież 🙂
U mnie absolutny rekord stycznia, ale in minus… no cóż, było ZA CIEPŁO ;))