już poniedziałek był trudny, ale to co zaczęły pokazywać termometry od wtorku w połączeniu z gęstym od wilgoci, lepkim tropikalnym powietrzem skutecznie obniżyło ilość kilometrów generowanych przez mój rowerowy licznik. Nadszedł też czas odrabiania zaległości zawodowych, więc
we wtorek
- DST 38.00km
- Czas 01:43
- VAVG 22.14km/h
we środę
- DST 37.35km
- Czas 01:45
- VAVG 21.34km/h
i we czwartek
- DST 25.29km
- Czas 01:05
- VAVG 23.34km/h
wrzuciłam jakieś symboliczne pętelki, przy czym we czwartek upał wreszcie odrobinę zelżał (a właściwie tropik nieco ustąpił) i udało się wieczorkiem mecz tenisowy rozegrać. Zacięty był wściekle, przegrałam 10:12 w super TB. Przez cały tydzień wróże zapowiadali dzikie burze, które rzeczywiście gdzieś tam po Polsce krążyły ale w Wawie nikt ich nie widział.
W piątek czyli dzisiaj w dalszym ciągu gorąco ale już nie tak strasznie, groźba burzy znowu była powszechnie komunikowana co pozbawiło mnie odwagi ruszenia w dal (ciągle niemal nie wieje, jakbym się nagle znalazła w innym kraju!) ale do Mariewa pętelkę złapać się udało
- DST 77.25km
- Czas 03:41
- VAVG 20.97km/h