sochaczewski lajcik

trochę dzisiaj wiało.

Już przed siódmą dujawica była przeokrutna, ale z zachęcającego kierunku zachodniego. Podjęłam zatem mordęgę dobicia do Ursusa celem złapania kolejowej sochaczewskiej podwózki, zwanej tu dotąd powszechnie “sochaczewskim truchłem”, która to podwózka już od jakiegoś czasu truchłem być się nie okazuje. Nówka podjeżdża, która ma niestety ten mankament, że chyba nie ma ogrzewania. W każdym razie nigdy jeszcze nie zostało włączone. Dzisiaj znowu umarzłam na maksa. Wolałam staruchy. Przynajmniej CZASAMI grzali.
Przez most na Bzurze ledwo pod ten wichur przejechałam, chociaż jak wiadomo jest tam mocno z góry.  I to był ostatni trudny moment dzisiejszej wyprawki. Bo zaraz za mostem pobrałam pyszności w Lukrecji i spłynęłam z wiatrem rozkoszną traską sochaczewskiego lajcika:))

Dujawica była przeokrutna ale słońce równie mocne i po porannym chłodku szybko ledwie blade wspomnienie zostało. Bardzo udany (i smaczny) wyjazd, z bonusem (lekko nieostrym) w końcówce.

  • DST 111.28km
  • Czas 05:13
  • VAVG 21.33km/h

strava dzisiaj życzliwa, niczego nie ukradła:))) mapka jest tutaj

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *