powiem krótko – zdjęcia nie oddają (zwłaszcza robione przy tak mega pochmurnym niebie, jak dziś, buuuuu). Przyjeżdżajcie i zobaczcie sami.
Są tu PRAWDZIWE DROGI DLA ROWERÓW
(a nie jakieś pokraczne ścieżki).
PROSTE (no naprawdę, żadnych zakrętasów, uskoków, krawężników i innych atrakcji).
GŁADKIE (nawet te w starszych częściach miasta czy nad kanałami, które są częściowo z kostki też są RÓWNE) i są…
WSZĘDZIE. Najczęściej jednokierunkowe.
Drogi tworzą drogową sieć – ze skrzyżowaniami, pasami do skrętu (nie zawsze), sygnalizatorami do skrętu, znakami poziomymi przy skrzyżowaniach z jezdniami z info o pierwszeństwie przejazdu (bądź nie).
Minus tychże dróg jest jeden ale DUŻY: jeżdżą po nich wariaci na skuterach (ale za to nie łażą piesi z psami, zakazane są też hulajnogi). Niemniej skutery są dość straszne bo powożone głównie przez dostawców w powiewających puchówkach (!!!) z dość pokaźną prędkością. To jest słabe. Tego nie lubię ja.
Rowerów jest zatrzęsienie.
Niektóre występują w roli dwu- a nawet trzyosobowych bo młodzież wozi się na ramie, kierze czy bagażniku. I robi to dość sprawnie. Absolutna większość to totalne rzęchy – zawsze słychać, że coś nadjeżdża z tyłu. Szosy wypełzają poza miastami w weekend:) I tylko ludzie na szosach noszą kaski.
Amsterdam to miasto wody oczywiście,
ale też zieleni i parków, które są wielkie, piękne (Vondelpark czy Beatrix), i otwarte dla wszystkich – pieszych, psów, rowerzystów, rolkarzy, biegaczy etc.
Oprócz przewodnikowych “must seen’ów”
(które nie robią na mnie jakiegoś oszałamiającego wrażenia, może jutrzejsza porcja wzbudzi większe emocje) warto powęszyć poza centrum. Rewelacyjna jest część północna, dzielnica Nord w intensywniej rozbudowie klimatem niemal 1:1 kopenhaski Nordhavn, ale najbardziej podobał mi się “archipelag” IJ na który prowadzi kilkusetmetrowy most rowerowy Nesciobrug
(lekki problem z profilowaniem, skutery wypadają na boczny pas przy zjeździe, więc zachwycać się trzeba ostrożnie)
- DST 44.33km
- Czas 02:30
- VAVG 17.73km/h
mapka ze stravy jest tutaj