rano morsownia i szadź na trawnikach:( jazda do pracy już przyjemniejsza, chociaż mrozowata wichura skutecznie niwelowała słoneczne ciepełko. Chciałabym zaplanować jakieś dwusetkowe wagary, ale co to można jak na najbliższe dwa tygodnie deszcze i max 18 zapowiadają. Za zimno na wielogodzinną wyprawę, za ziiiimno….:(
W zamian może pogram więcej w tenisa a i popatrzeć jest na co, wielki turniej w Madrycie już w pierwszej rundzie zaproponował kilka atrakcyjnych trzysetowych pojedynków. Weteran Hewitt walczył jak lew dzielnie ale power już nie ten, nie starczyło sił w końcówce
- DST 78.77km
- Czas 03:47
- VAVG 20.82km/h
Hm, kolejne odwołanie do morsizmu 😉 tylko nie wiem, czy się cieszyć, czy wręcz przeciwnie, skoro to tylko eufemizm na niepożądaną aurę…
“Posądzam Cię” jednak o dobrą wolę, zatem “odwdzięczę się” małą, sentymentalną historyjką o tenisistach. 😉
Otóż jadąc sobie na 36″ monocyklu, po zupełnie obcym mi mieście (Jawor), minąłem 2 pary trenujące na korcie (tenisa, rzecz jasna) i ichże reakcja na rzeczony wehikuł była jedną z najbardziej pozytywnych i entuzjastycznych z jaką się spotkałem w ciągu prawie 3 lat ujeżdżania jednokołowców.
Notabene najbardziej “wylewna” z tych osób znacząco przypominała Ciebie. :))
ja na korcie poza piłką i rakietą przeciwnika nie widzę nic bo gra pochłania mnie absolutnie:)
A przerwy czasem robisz? 😉 Bo oni właśnie mieli. 😉
taaa..znam takich którzy mają głównie przerwy:)