nadeszła smętna dla rowerowego blogera pora, kiedy brak dopływu ekscytujących nowości z tras odbija się boleśnie na jakości produkowanych wpisów. W ostatnim tygodniu pogoda dopisywała na tyle, że właściwie codziennie można było dwie-trzy godzinki pokręcić. Więc pokręciłam. Fantastycznie, że zimy póki co nie widać no ale nie będę przecież codziennie pisać, że byłam na rowerowym spacerze bez historii. Tak jak dzisiaj:)))
Emocje są za to w Londynie. Po wczorajszej wpadce w meczu grupowym Łukasz z Marcelo dziś zagrali fantastycznie. Półfinał wygrany pewnie i w świetnym stylu. Jutro wielki finał!
- DST 69.85km
- Czas 03:08
- VAVG 22.29km/h