wróże mocno promowali swoje przepowiednie na dzisiejsze słoneczne plusowe stopnie, że to niby sześć, ale W SŁOŃCU to na pewno będzie więcej – no i oczywiście szamańskmi swoimi sztuczkami skusili mnie na pętelkę wcale nie zimową. Faktem jest, że na kuszenie nader byłam podatna, głód nieco dalszego wyjazdu narastał (a ostatnie mżawkowe nędze jeszcze go wydatnie wzmogły) i od czwartku już opcje na dzisiaj rozważałam. Padło na sentymentalną traskę do Roztoki (zwaną też “małą pętlą przez KPN”), która kiedyś była szczytem dystansowych marzeń i wyprawą na koniec świata… (teraz jeżdżę tak rzadko, bo drogę 579 staram się omijać z uwagi na szaleństwa pędzących nią do i z Błonia TIRów – ale w niedzielę ruch mniejszy). KIEDYŚ nie było tu atrakcji w postaci asfaltowego łącznika Wierszy z Brzozówką a i tak traska dawała nadzwyczajne zadowolenie z uciągnięcia 80km:))
Dziś też się ucieszyłam z dłuższego niż ostatnie wyjazdu i to w warunkach wcale nie nadzwyczajnych. Bo wiatr upodlił mnie do bólu, nie dość że mocny to i nieprzyjemnie porywisty a i mrozowaty nader nieżyczliwie. Podmuchów w plecy właściwie dziś nie zaznałam i wyprawkę zaliczam do dość wymagających jak na styczeń. Bo też i wróżbickie sześć stopni zaistniało w formie okrojonej do pięciu a słońce to tylko udawało, że jest:)))
- DST 93.61km
- Czas 04:51
- VAVG 19.30km/h
mapka ze stravy jest tutaj