..może nie triumfalnie (że o stylu nawet nie wspomnę), ale jednak. Jeździłam!! No…toczyłam się:) chwyt słaby (półchwyt dla relacji rzetelności), plecy bolą, przerzutki się nie przerzucają bo kciuk nie daje rady… Ale w taką pogodę jak dziś nie było szans, żeby nosa nie wystawić. 10 stopni. DZIESIĘĆ! I słońce! Wiatru we włosach nie było, bo przecież przysięgałam, że kask… Nie przysięgałam co prawda, że go założę a jedynie że zakupię, ale niech już będzie moja strata. W końcu przecież też jest niebieski:)
- DST 19.33km
- Czas 01:01
- VAVG 19.01km/h
a w drabince australijskiej ekscytacja, w pierwszej rundzie Janowicz wpada na Łosia, który co prawda daleki od formy, bekhend aż żal patrzeć – cały czas maksymalnie oszczędza operowany nadgarstek – ale… Tym razem patriotyzm rezerwuję dla Kubota, który mam nadzieję przejdzie zwycięsko przez kwalifikacje. Jeszcze tylko jeden mecz..
super:-) czekam na dalsze Twoje jazdy:-)
ja po powrocie z gór dziś rozpocząłem sezon rowerowy. Dziwnie jakoś. Szaro, ponuro, przez ostatnie 3 tygodnie przywykłem do śniegu i pięknych górskich widoków. Ale i tak jechało się całkiem fajnie:-)
super to może kiedyś będzie. Na razie płacę frycowe za długi rozbrat z siodełkiem. Wyjazd się udał jak rozumiem:)
udał się bardzo 🙂
a z rowerem będzie tylko lepiej – bo rozumiem, że nie zaprzestaniesz już 🙂
mam nadzieję! chyba, że śniegi, mrozy, huragany czy inne antyrowerowe żywioły złośliwie zaatakują