są zauważalne benefity jesieni. Które w zasadzie benefitami być nie powinny, ale czasem rzeczywistość można nagiąć dla celów uzyskania doraźnej satysfakcji. Zatem dziś późno wstający dzień uznaję za dobrodziejstwo i wysypiam się tak, jak prawie nigdy na wyjeździe mi się nie zdarza. A i tak na porannym spacerze jest tylko jezioro i ja
chociaż…. jak się tak odrobinę lepiej przyjrzeć…. to wcale nie jest tu tak pusto jak by się wydawało!
w lesie też pustka tylko pozorna
bo za każdym niemal drzewem czai się grzybiarz. Dziś jadę przez Puszczę Piską znaną drogą przez Hejdyk i Kwiatuszki – tu też kanie stoją przy drodze wyrośnięte jak małe parasolki. Nic dziwnego, że amatorzy zbieractwa wykazują aktywność, skoro tak łatwo można się w leśne bogactwa obłowić:))
Po wieczornym seansie w saunie i doskonale przespanej nocy czuję się wyśmienicie a po przejechanych wczoraj kilometrach mam jedynie miłe wspomnienia. W Rozogach opuszczam na dłuższą chwilę zaciszne odludne ścieżki i ruszam na Szczytno drogą krajową 53. Która w mojej prywatnej kategorii dróg krajowych nie jest uznawana za bardzo niebezpieczną. Jest ograniczenie dla TIRów, nawierzchnia świetna a ruch nieprzesadny. Szczęśliwie nigdy na żadnym jej odcinku nie spotkało mnie nic nieprzyjemnego, chociaż przy śniadaniu w Gazecie Piskiej przeczytałam o śmiertelnym wypadku na odcinku przed Szczytnem. I siedzi mi to w głowie więc uważam bardzo. Bardzo.
W Szczytnie
miałam zamiar zrealizować plan gastronomiczny. Chciałam odwiedzić restaurację Masuriana, położoną w samym centrum miasta ale też nad jeziorem. Mam dobre wspomnienia – piękny widok, dobre jedzonko. Tymczasem pogoda pokrzyżowała mi szyki – bo wyszło tak piękne słońce, że porzuciłam wyrafinowane doznania kulinarne na rzecz kanapki – byle na słońcu, na powietrzu, nad jeziorem. Bo taras Masuriany co prawda nadal działa ale w cieniu głębokim był schowany. A w środku to jeszcze całą zimę zdążę się nasiedzieć. Menu przed wejściem obejrzałam, sernik na zimno nadal w karcie:)))) Stratna nie byłam, bo przy uliczce prowadzącej nad jezioro przyuważyłam budkę z goframi i na słoneczną ławkę wróciłam ze stosownym zakupem.
Ze Szczytna jazdę kontynuuję – a jakże – drogą 53. Przez Pasym w kierunku Olsztyna śmigam po zakrętasach i pagórach
aż do wyczekiwanego krętu na Butryny.
Uwielbiam te ścieżki łączące drogę 53 z 598, jeden z moich ulubionych skrócików (skrócik powyżej, już przed samym Olsztynem łączący 53 z 598 na wysokości Bartąga już niestety nieczynny – zaanektowany przez budowę obwodnicy. Na razie jako zaplecze ale przejazdu nie ma. Zobaczymy czy po zakończeniu prac powróci ale na to trzeba będzie jeszcze rok poczekać).
11 km jazdy drogą 598 to sama przyjemność, chociaż las chłodzi potężnie i po dwudziestostopniowym ciepełku nie ma już ani śladu. Są za to pagóraski dające dobrą rozgrzewką dla przejazdu przez Bartąg. Który krótki jest ale intensywny. Kolejny fajny łącznik, tym razem drogi 598 z 51. Podjazdy wymagające dużo uwagi, bo ruch tu duży, wszyscy uciekają przed remontami a i osiedli podolsztyńskich z roku na rok przybywa.
Do Olsztyna docieram wystarczająco wcześnie by cieszyć się zachodem słońca i zmieniającą się aurą nad jeziorem Ukiel. Opłacało się targać te wszystkie ocieplacze – opróżniam walizkę i uzyskuję natychmiastowy komfort termiczny. Co pozwala na długi i nader smaczny wieczór nad jeziorem. Oczywiście, że w Planktonie!
do tej wycieczki jest mapa
- DST 133.83km
- Czas 05:57
- VAVG 22.49km/h