po słabym lecie i dramatycznych pogodowo wrześniowych tygodniach zaświtała nieoczekiwanie nadzieja na wyjazd. Na PIERWSZY W TYM ROKU dłuższy niż jednodniowy wyjazd! Wróże nader optymistycznie mamią kilkoma pod rząd dniami słonecznej pogody ze stałym wiatrem ze wschodu. To daje podstawy do snucia planów. I do ich realizacji!
startuję nietypowo – KMKa linia wschód, wysiadka w Małkinii. Chcę przetestować drogę 627 Małkinia-Ostrów Maz – Ostrołęka. I dać sobie szansę na skorzystanie choć w części z dobrodziejstwa wiatru w plecy. Choćby nawet skosem:) Droga nie jest zła, ruch spory ale raczej z przeciwnego niż mój kierunku. Wszystkie ciężarówki mam więc na oku:))
Lekkim koszmarem okazuje się natomiast przejazd przez Ostrołękę, bo znaki bardzo skutecznie wyprowadzają w pole a dokładniej na jakąś koszmarną obwodnicę wyposażoną oczywiście w dramatycznej jakości rowerową ścieżkę. Którą to ścieżką tłukłam się kilometrami zanim spotkany lokalny język nie skierował mnie prostym jak drut przejazdem przez miasto.
Za Ostrołęką jest znany już z wyprawy do Kozła odcinek krajówki na Kadzidło. Asfalt świetny, ruch do zniesienia. I bardzo zacny Orlenek. Orlenków zresztą na tej trasie nasycenie spore, w Ostrowi też tankowałam:)
Za Kadzidłem zaczyna się najfajniejsza i najbardziej ekscytująca część dzisiejszej wyprawy. Słońca co prawda nadal brak a nawet zaczyna kapać mżawka, ale w tych okolicznościach nie robi to na mnie żadnego wrażenia.
Najpierw skręt na Łyse, gdzie czeka miła niespodzianka – nowy asfalcik !
całe 20km tej drogi jest fajne, mimo, że asfalcik w dalszej części już nie nówka to jednak całkiem przejezdny a klimaty świetne. Cisza, spokój i nawet kundle jakoś mało jadowite. Niesamowite jest w tym roku bogactwo grzybów. Wyrośnięte, dorodne kanie stoją przy samej drodze. Tabunami!
Za Łysym po raz kolejny dzisiejszego dnia czeka mnie nowe. Droga, o której marzyłam przez ostatnie trzy sezony. Inny, niż wcześniej stosowany i uwielbiany przeze mnie przejazd przez Puszczę Piską. Nie przez Rozogi, Kwiatuszki i Hejdyk. Przez Zalas! Z map nie wynika wcale, że jest tu asfalt. Żeby mega wtopy nie zaliczyć przygotowywałam się do eksperymentu podczas ubiegłorocznych wyjazdów podpytując lokalnych mieszkańców. Bez wielkiego przekonania twierdzili jednak, że asfalt jest. I??? I????????
na to w NAJŚMIELSZYCH oczekiwaniach nie byłam przygotowana. Nie dość, że asfalcik świeżutki ciągnie się kilometrami, to wręcz jest to autostrada z szerokim pasem rowerowym. REWELACJA! Prace nie są jeszcze ukończone ale w przejeździe nijak to nie przeszkadza. Opłacało się poczekać kilka sezonów z eksploracją tej trasy:))
Dalej jest już znane – kolejne 20km to niezwykle klimatyczna jazda przez puszczę w kierunku Pisz
tu zawsze było pięknie, ale odkąd w ubiegłym roku położyli nowa nawierzchnię jest jeszcze ładniej:) A pod sam koniec dnia wychodzi nawet na sekundę słońce.
Do Jabłoni dojeżdżam już o zmroku, ostatnie kilometry jazdy przez ciemniejący las są magiczne. Wieczór nad jeziorem Brzozolasek też:))
do tej wycieczki jest mapa
- DST 154.10km
- Czas 07:02
- VAVG 21.91km/h