wyjazd z Nowej Soli fajnymi dróżkami przez Otyń, Droszków, Przytok i Jany,
omijając czyhające w krzakach pułapki dróg wojewódzkich:)))
(będą dziś jeszcze takie pułapki, w które dam się złapać…)
W Zawadach skręt w stronę mostu w Cigacicach, który wiem, że jest remontowany ale liczę że jak zazwyczaj uda się JAKOŚ przemknąć.
Do mostu wiedzie szeroko reklamowana ścieżka,
ponoć od samej Zielonej Góry. Ścieżka fajna i w dodatku pusta bo wobec remontu mostu wiedzie donikąd, pusta jest też jezdnia obok – to będzie moja ścieżka:)))
No i jest most, są na nim zasieki ale szpiegowski zwiad sugeruje, że przedrzeć by się dało. Skoro jednak stoi przy moście wyraźnie zasiedlona ochroniarska budka to nie będę chamówy robić, bez pytania się pchać. Zapytać się opłaciło, bo mostowa pani strażnik jakkolwiek zdecydowanie życzliwa poinformowała, że akurat przybył znerwicowany kierownik i absolutnie za nic żeby nie iść bo afera będzie a ona z roboty wyleci.
No cóż. Grunt to mieć PLAN B:)))
Plan zadziałał doskonale niemniej okazał się być dość czasożerny, więc objazd Sulechowa przez Nowy Świat i dojazd 277 do Skąpego łykam na szybko:) Opłaciło się pospieszyć bo na odcinku Rokitnica-Niedźwiedź-Poźrzadło brukowane przeznaczenie mnie niestety dopadło. A zwłaszcza cholerny Niedźwiedź bardzo mocno mnie rozczarował!
Polepszyło się dopiero przed Poźrzadłem, 20km tułaczki po dziurach, brukach i piachach, ufff.
Kolejnym wyzwaniem okazał się Łagów. Piękne położenie, przesmyk miedzy dwoma jeziorami, zamek Joannitów (obecnie hotel) i tłumy, tłumy, tłumy. Dżizas co za koszmar.
Pora była najwyższa na kawę a tu jakieś marne budy przy których nawet nie było jak się zatrzymać. Cudem udało się trafić na LOKAL
i jedyny wolny stolik w tym lokalu. Miejscówka oblegana jak McDonalds na Marszałkowskiej w 1992 roku, ale oferta doskonała. Domowe wypieki w wyborze przeogromnym, różne pyszności w pucharkach, galaretki, musy, no raj po prostu.
Ceny też podniebne, w Wawie taniej:)))
Przez Łagówek i Sieniawę znowu tułaczka,
zadośćuczynienie przyszło po wyjeździe na 136 a po skręcie na 137 ostatnie 10km do Lubniewic to juz mega frajda śmigania w dół (głównie) po pagórach. Czy raczej Z pagórów.
Zdjęć żadnych, pełen speed i sarny uciekające spod kół (serio).
Sesję zrobiłam w Lubniewicach,
znany z ubiegłego roku hotel Woiński nie zawiódł. W 2020 nie miałam szansy go w pełni docenić – lało. Dziś wieczór jest cudny i nawet huczna zabawa z doskonałym nagłośnieniem niosąca się po okolicy z plaży miejskiej humoru mi nie psuje. A hotel ma okazję zaprezentować swoje walory dźwiękoszczelne. Test zdany na 6:)))
- DST 126.61km
- Teren 2.10km
- Czas 06:34
- VAVG 19.28km/h
mapka ze stravy jest tutaj