popołudniowo-wieczorne mgły zostały do rana. A potem nagle wyszło słońce
i nie mogłam zaprzestać produkcji kolejnych pocztówek. I kolejnych:)))
W końcu jednak przestaję kręcić się w kółko i ruszam. Wiele sobie po dzisiejszej trasie obiecuję. Legendy krążą o pięknie Velo Poprad. Zanim jednak – początek w Muszynie – szukam ścieżki DO Muszyny. No gdybym nie wiedziała że jest, to raczej bym na nią nie trafiła. Oznaczeń brak. Tzn są – jak już na trasie jesteś. Weź się dowiedz o jej istnieniu – niełatwa sztuka. Takie zresztą przekleństwo wszystkich rowerowych szlaków. Objawiają się nagle nie wiadomo skąd. Skoro są drogowskazy dla aut czemu nie ma dla rowerów?
Wszystkiego trzeba szukać w necie:(((
No niemniej. Jest. Nieźle:)))
11km do Muszyny
szybko mija. Za szybko:))
W Muszynie zaczyna się problem. Ścieżka w prawo, ścieżka w lewo, jakiś kawałek jezdni… Żadnych oznaczeń. Gdzieś tu zaczyna się Velo Poprad, gdzieś podobno jest jakaś alternatywna trasa… Nie chcę nawi, chcę widoków a nie nosa w telefonie. W końcu trafiam na zorientowanego języka, wie gdzie początek ale nie jechał. No dobra, chociaż tyle.
Początek obiecujący, fajna droga koło ogrodów sensorycznych i baśniowych
i spodziewam się, że zaraz będą takie atrakcje jak na Velo Krynica.
Otóż i istotnie, długo czekać nie trzeba – atrakcje są.
Oczywiście ani słowa na temat nawierzchni. No po co. Pchasz więc w totalnej niepewności rowerek miotając rozliczne wyrazy i oto jednak po kilkuset metrach daje się zauważyć poprawa:))
Jest super, ale szczęście nie trwa jednak długo. Nowa ścieżka przechodzi w dość sfatygowany asfalt przez mikro osady prowadzący. Znaków nadal brak. Pojawiają się możliwości przeprawy na drugą stronę,
po drugiej stronie fajnie wyglądająca ścieżka do Muszyny – może to jest ta alternatywa?
Ścieżka ma też kontynuację w stronę Piwnicznej – ale nie ma żadnego znaku. Nie wiadomo czy się zaraz nie urwie. Nie ryzykuję, wracam.
Dżizas. Zaczyna się kłopocik.
Nie wiadomo czy gorzej po tym jechać pod górę czy w dół. W dodatku las się zaczyna, cień, wilgoć, zimno. Nagle pojawia się znak. Do Piwnicznej 40 km (??????), to mniej więcej 2x rzeczywisty dystans. Poddaję się i przy pierwszej możliwości uciekam do cywilizacji.
Piękna wojewódzka 971 jest moim Velo Poprad:)))
(później dowiem się, że po kilku kilometrach telepki pojawia się po czeskiej stronie znowu coś na kształt ścieżki, widzę ją zresztą – ale jakości ocenić nie sposób).
Przed Piwniczną znowu zmiana, droga zgarnia ruch z Czech i objawia się już jako krajowa 87. Pojawia się ścieżka z kostki więc znowu szukam alternatywy. Na wielkim rondzie wybieram drogę przez most (na Mniszek) bo zaraz za mostem widzę na mapie jakiś dukt. Skręcam w niego, jest asfalt. Znaków brak. Znowu jadę w niepewności aż tu nagle po kilku kilometrach – alleluja!
Dojeżdżam w miarę komfortowo do Piwnicznej, asfalt ruchliwy nie jest a jakościowo dobry. Znowu nie wiadomo co dalej. Na czuja jadę trochę 87, do przeprawy przez most.
Jest przed mostem ścieżka. Jest i za mostem. Znaków – już się nie dziwię – brak.
Ta przed mostem wygląda fajnie – zmyła. Zaraz się podobno kończy. Ta za mostem fajnie nie wygląda i w mega stromiznę z zakosami prowadzi. Tak, to jest właśnie propozycja dla cyklistów z sakwami. Po wspinaczce ostry zjazd i znowu zaczyna się trochę fajnego.
Jak już wiadomo jak jest fajnie to nie na długo. Przed Rytrem net ostrzega żeby koniecznie na krajówkę wyjechać – Velo na stromiznę gliniastą podzamkową prowadzi. Istotnie – JEST ZANĘCAJĄCY ZNAK. Nagle się pojawia, do skrętu w stronę zamku zachęca. Na pohybel.
Więc znowu przez most, znowu krajówka, znowu powrót przez kolejny most, jest ścieżka:)))
Połączenie z Velo Dunajec niespecjalnie spektakularne, ale znak oznajmia.
Za to widoczek z kolejnego mostu (tracę rachubę) absolutnie świetny.
Za widoczkiem zaczyna się pasmo kilka kilometrów fajnej ścieżki elegancko omijającej Nowy Sącz,
za to momentami wpadającej w zakrętasowe wibracje, które sprawnie pokonuję dzięki absolutnie przygodnemu towarzystwu Marka – a jakże – z Sącza:)), który dowozi mnie aż do Wielogłów. Gdzie sprawa jest już prosta. W górę:)))))
Ze cztery kilometry 8% ale jak widać warto:) A już zaraz będzie….
Piękne to Jezioro Rożnowskie. Gigantyczne. Co za mega dzień:))
- DST 102.22km
- Czas 05:08
- VAVG 19.91km/h
mapka ze stravy jest tutaj
Cześć góralko rowerowa! Jak organizm reaguje na góry przywykły raczej do nizin?
doskonale:))