zbliża się nieuchronnie zapowiadane przez wszystkich wróży długotrwałe załamanie pogodowe. Ponoć już od jutra lać ma beznadziejnie przez dni wiele (albo nawet jeszcze dłużej). Po wczorajszym lajtowym i króciutkim wypadzie do Sierakowa dziś postanawiam zatem wykorzystać ostatnie suche chwile.
Odwracając końcówkę niedzielnej trasy pułtuskiej zaczynam od kobiałkowych opłotków i przez Stanisławów i Aleksandrów dojeżdżam nad Zalew,
gdzie oprócz kilku znudzonych i prawdopodobnie mocno przeżartych po weekendzie łabędzi nie ma absolutnie nikogo. Zaopatrzona w kawę z pobliskiego O (Orl…:) spędzam tu kilka miłych chwil i postanawiam jakąś większą kulinarną przyjemność sobie zafundować. Dawno nie odwiedzałam Okonia. Czy ja w ogóle byłam tam w tym roku??? Najwyższa pora zaniechanie nadrobić.
W Okoniu melduję się jako pierwszy dziś klient parę minut po 9. Na rybkę za wcześnie ale na pierogi z jagodami dobra jest każda pora. Zwłaszcza na TE pierogi. Rewelacyjne, jak zawsze. Można jechać dalej:))
Przez Marynino do Nasielska i dalej do Strzegocina i Świerczy,
gdzie czeka mój ulubiony punkt programu eksploatowany ostatnio do granic – sześciokilometrowy zjazd do Nowego Miasta po nowiutkim asfalciku i przez las:))
W NM miło posiedzieć nad wodą (omijajcie w niedziele – w tym roku jakaś powstała inicjatywa diabelska i we wszystkie niedziele lata odpalany jest około południa mega piknik, grile, artyści pieśni i tańca, etc. Specjalnie w tym celu został na stałe wygrodzony okazały plac, widać że sprawa to poważna, żadne żarty). Dziś luzik, nikt nawet na wyrwiłapkę nie reflektuje
i można cieszyć się ciszą z odległym szumem samochodów i gdzieś tam w tle toczących się spraw. Lubię taki klimat.
Przez Cieksyn docieram nad Wkrę, gdzie dla odmiany jest zupełnie weekendowo, bar Wiosełko serwuje typowo plażowe kawałki, parasole okupowane a i na rzece ruch niemały.
Pamiętam jak byłam tu pierwszy raz w 2010 (co wtedy wydawało się mega wyprawą – wyjazd nad Wkrę, ponad 40km w jedną stronę ŁAAAAŁŁŁŁ), kajaki dopiero niemrawo ruszały, ciężko było kogoś zobaczyć na rzece w tygodniu a i w weekendy też szału nie było. Fajnie się to wszystko rozwinęło.
Do Pomiechówka jadę jak zawsze ostatnio przez Goławice, oprócz super drogi
można tu czasem liczyć na ekstra bonus – zakup prostu z krzaka zerwanych borówek z przydrożnej plantacji. Czasem otwarte, czasem nie. Dziś nie:((
Żeby nie psuć fajnego wyjazdu mordęgą przejazdu przez wiadukty i mosty NDM i ominąć rozpadliny Rolniczej kończę trasę na stacji w Modlinie. Tu czeka mnie ostatnia atrakcja – test aplikacji do zakupu biletów. Gdyby nie zadziałała to backup w postaci kasy na dworcu (podwójny, bo jest też biletomat) mam zapewniony. Działa i oczywiście żałuję, że odkryłam ją tak późno uparcie tkwiąc przy swoich analogowych wyborach. Bo nie na każdej stacji jest kasa a wymóg wsiadania w sytuacji nie posiadania biletu pierwszymi drzwiami bywa niedogodny. Aplikacja nie jest doskonała (że się tak ekspercko wypowiem z poziomu jednorazowego doświadczenia) ale wygodę podróży zapewnia.
- DST 133.79km
- Czas 06:10
- VAVG 21.70km/h