Poranny Ciechocinek
jest super. Ale plan na dziś napięty, więc szybko odwiedzam swoje ulubione miejsca i ruszam:)
Przy drodze do Nieszawy straszy od lat garbata ścieżka, ale nie przejmuję się nią.
Tą w Nieszawie
tym bardziej nie, chociaż przyznam, że fascynuje:)))
Nieszawę
pamiętam sprzed kilku lat, kiedy byłam tu w tym samym celu, co dziś.
Prom
nie pływał prawie 3 tygodnie i dopiero po 15.07 ruszył. Warto dzwonić i sprawdzać czy działa (i żeby pogadać z kapitanem tego przybytku, a jajcarz z niego jakich mało:)))
Jak na wyjazd z promu
droga po drugiej stronie Wisły bardzo przyzwoita. Ale tego co potem
to się nie spodziewałam. Kilkanaście kilometrów nowiutkiego asfaltu przez las, niemal do samego wylotu na “10”:)))
Dziesiątką wpada kilka kilometrów bez historii, jedzie się szybko komfortowym poboczem i już jest skręt na który czekałam – 569 na Golub-Dobrzyń.
Jedna droga, ale w kilku odsłonach.
Najpierw
dość męczący remont. Fajnie, że bez wahadła, ale dla tych co – jak ja – jadą po tej gorszej stronie to ciągła męka zjeżdżania we frezy i przepuszczania pojazdów z naprzeciwka (albo z tyłu). Ruch na szczęście nie był duży.
Potem
jest dość wysłużony i chropowaty odcinek, którym jedzie się dość trudno – ale wszechobecna zieloność wynagradza.
I jeszcze nowe na koniec.
W Golubiu miałam oczywiście plan pt zamek, ale ponieważ już od jakiegoś czasu mam za plecami TO,
ograniczam się do szybkich fotek z rynku
i już pędzę dalej.
Bardzo przyjemny leśny odcinek na Wrocki
i najbardziej emocjonujący moment skrętu na Kawki. Jest asfalt, czy nie ma???
Jest!
Ale to tu zaliczam trzy najbardziej hardkorowe – krótkie ale jadowite – odcinki dzisiejszej trasy, prawdziwy test dla antyprzebiciowych szosówek Schwalbe. Zdany!
Poza odcinkami testowymi przejazd całkiem spoko,
tylko czarne cały czas siedzi mi na plecach…
Cieszę się na wjazd do BPK (Brodnickiego Parku Krajobrazowego), lata całe tu nie byłam a tak często bywałam wcześniej. No i niestety rozczarowanie.
Przy wjeździe do Zbiczna ścieżka z kostki. Droga na Ciche bez remontu. I za Cichym też bez. No pięknie tu jest, ale jazda nie zachwyca.
Polepsza się dopiero w Łąkorku, tu już kilka lat temu zrobili asfalty
i na razie trzymają się nieźle.
No i zaraz za Biskupcem mój ulubiony kawałek
(w Biskupcu przez chwilę rozważam pociąg bo akurat ten co raz na jakieś 4 godziny do Iławy jeździ za 10 minut dosłownie będzie a czarne cały czas…. no ale odpuścić TEN kawałek?????)
Wonna i wjazd do Iławy przez Wikielec. Tu jeszcze kawałek drogi do zrobienia, ale nie bardzo zwracam uwagę i gnam po tych wertepach, bo czarne nagle przyspiesza.
Tuż przed Iławą pojawia się całkiem nowa ścieżka,
akurat tutaj bardzo pożądana bo ruch na wjeździe do miasta spory.
Do Iławy wpadam resztką sił, od śniadania o 8 nic nie jadłam cały czas uciekając przed burzą a na liczniku 140km – nie wiedziałam, że mnie stać na taki bezkaloryczny rajd:)))
Chwilę biję się z myślami, czy by jednak nie ciąć od razu na dworzec, ale do pociągu mam jeszcze godzinkę i wielką chrapkę na obiadek na Jeziorakiem…
Stary Tartak nie zawiódł, pierogi z jagodami były warte każdej kropli z tego wiadra, jakie niebo wylało mi na łeb w drodze na dworzec:)))
- DST 167.76km
- Teren 1.20km
- Czas 07:29
- VAVG 22.42km/h
mapka ze stravy jest tutaj