dzień się zaczął pięknie, wyjazd piąta punkt – tak jak zaplanowałam. 15 stopni, słoneczko, wiatr mały. Z każdym kilometrem jestem w większym gazie, jedzie się fantastycznie. Setka do Ciechanowa (przez Nieporęt, Zegrze, Nasielsk, Strzegocin i Gołotczyznę) mija nie wiem kiedy, przed 10 melduję się już po orlenkowską czekoladę. Łapię kolejną fazę i postanawiam nieco wydłużyć trasę – do Mławy jadę nieco naokoło przez Grudusk. W ten sposób liczę na okrągłe 250 przy wjeździe do Olsztyna. Który to wjazd niestety nie następuje. W Mławie powała mnie upał. To właściwie nie jest to słowo. Nie tyle gorąco, nie upał co duszno. Oddycham jak przez watę. Wlewam w siebie kolejne litry wody ale już wiem, że czas dzisiejszego wyjazdu się kończy. Nigdy nie jeżdżę przy tak powalającym bólu głowy. Próbuję jeszcze skręcić zgodnie z planem w stronę Nidzicy ale po kilku kilometrach odpuszczam i totalnie wściekła modyfikuję plan. Zwrot do Działdowa. Szczęśliwie lubię tę drogę, jest też na tyle wcześnie że łapię pociąg w środku dnia, który nie jest jeszcze zaatakowany przez powracające z długiego weekendu tłumy. Tłumy narastają od Ciechanowa, oczywiście większość przedziału rowerowego jest zajęta przez pasażerów bez dwóch kołek (i bez piątej klepki)
- DST 176.56km
- Czas 07:55
- VAVG 22.30km/h
a w Nasielsku, do którego dawno nie zaglądałam od strony Chrcynna wystąpił wreszcie nowy asfalcik!
zdjęcia z dzisiejszego wyjazdu nie ma żadnego. Miały być nad jeziorem… Strasznie byłam zła, bo takie odwroty zdarzają mi się rzadko ale teraz sobie myślę że w sumie jestem do przodu. Niezły dzień był dzisiaj a wyjazd do Olsztyna i tak niebawem zaliczę:))