pogoda owszem słaba, ale nie aż tak żeby nie można było czegoś rowerowego zaplanować. Tylko że… nie chciało mi się. Nie żeby jakiś bunt zmordowanych kopytek wystąpił czy inne przykre dolegliwości. Samopoczucie świetne, tylko chęci do kręcenia wokół domu w huraganie i przy 15 stopniach zabrakło. A larwienie na kanapie z książką marzyło mi się już od dawna. Marzenia trzeba spełniać. Zatem jedno już dziś zaliczyłam:))
“Spod zamarzniętych powiek” Adama Bieleckiego to po “Broad Peaku” Hugo-Badera druga w mojej ocenie tak dobrze napisana książka górska. Przeczytałam ich już trochę i niestety język opowieści większości z nich zabija atrakcyjność najbardziej niesamowitych himalajskich wyczynów. Bielecki pisze świetnie, zdjęcia są znakomite, i jeszcze jest dostęp do naprawdę fantastycznych materiałów filmowych z akcji górskich. A i opowiadać ma o czym. Cieszę się z tego dzisiejszego czasu na lekturę, bo przez rowerową wiosnę zaległości mam gigantyczne, ledwo 10 książek udało mi się przeczytać w tym roku. A tu zaraz Wimbledon i znowu tenis pochłonie cały mój wolny (od roweru:))) czas.
Leniwa niedziela wygenerowała też szereg wartych rozważenia propozycji wyprawowych, a że pogoda już od wtorku ma się poprawiać to może przynajmniej część z nich uda się od razu zrealizować, bez odkładania na półkę…
Dziś rowerowo tylko lekko wydłużona wyprawa po ciasteczko ale i tak dzień niezwykle udany:))
- DST 21.06km
- Czas 01:01
- VAVG 20.71km/h