piątkowy wyjazd mnie wykończył. Ale sobota przyniosła zaskakująco udaną regenerację i pod koniec dnia byłam już gotowa obmyślać nowy plan:)
…………………………………………………………………………………………………………………………………….Którego realizacja rozpoczęła się w niedzielę o godzinie 4.30. Punkt piąta stoję w blokach startowych i… zaczyna grzmieć. Od zachodu idzie czarne. Błyska i porykuje. Czekam. Pół godziny. GODZINĘ!! Czarnemu się nie spieszy. Ryczy sobie nad Kampinosem i ani drgnie. Tymczasem robi się późnawo i plan zaczyna się wymykać spod kontroli już na starcie. Teraz albo nigdy. Mam półtorej godziny w plecy ale postanawiam jednak powalczyć o ten wyjazd. Przynajmniej jest ciepło.
I słabo wieje:)
Plan zakłada dotarcie do Głęboczka i z powodu patrz powyżej wymaga szybkiej modyfikacji. Porzucam myśl o opłotkowych mijankach i jeździe wzdłuż Wkry i postanawiam nadrobić stracone kwadranse gnając prosto siódemką do Płońska. Po kawie na niezawodnym BP pod Palmirami Modlin łykam w pełnym biegu
Wisły trochę ubyło w trakcie upałów…
Za Modlinem jest fatalny sfrezowany kawałek
a za Zakroczymiem zaczyna się zabawa w ciepło/zimno. Czyli przeplatanka znaków ‘nie wolno rowerem” z “nie wolno pieszym”. Według bliżej nie rozpoznanego przeze mnie klucza. Pobocze szerokości małego czołgu, ruch mały. Olewam znaki, które oprócz zakazów nie dają żadnej alternatywy. “Serwisówki” żwirowe albo z żałosnymi resztkami spękanego asfaltu. Dokładniej – olewam WIĘKSZOŚĆ znaków. Bo akurat informację MALINOWY BZYK 22KM zauważam. I w odpowiednim momencie skręcam:)
w Bzyku można poczuć się bezpiecznie
chociaż najazd wojska powoduje, że czekam na jajecznicę całe 5 minut. Za co uprzejmy pan kelner bardzo mnie przeprasza:)
Za Bzykiem do Płońska już kilka oponkowych obrotów
i już zaraz zaczyna się droga
po której wiele sobie obiecuję. I słusznie. Asfalcik może nie nowiutki ale przyzwoity, pusto, cicho.
Robi się coraz cieplej i coraz przyjemniej, bo słońce cały czas za chmurami i powyżej
temperatura się nie podnosi.
Wkra jednak się pojawia, ale nie ma tego uroku co w okolicach Pomiechówka
zwłaszcza, że wraz ze skrętem w nową drogę w Zawidzu
pojawia się oszałamiający smród. Droga do Bieżunia i do Żuromina usiana jest kurzymi fermami. Ledwo jadę
Żuromin daje wreszcie oddech i samochodowo-rowerową obwodnicę. Która lepsza??
za Żurominem znowu Wkra, tym razem w otoczeniu świątecznych pozostałości po 15 sierpnia
takie dekoracje ciągną się niemal do Lidzbarka, a jest to kilka ładnych kilometrów
Lubię tę drogę, są hopeczki, jest las
po drodze złapaliśmy chwilę odpoczynku
i mijając śmieszne tabliczki
dojeżdżamy do Lidzbarka
gdzie jest bardzo przyjemne jeziorko
a nad jeziorkiem….:)
niebieski jest od lat zaprzyjaźniony z żółwiem:)
Za Lidzbarkiem po 3km skręt na Nowe Miasto
a jednak padało!
chmury szare i lekko granatowe przez całą drogę nade mną krążyły, ale zawsze trochę były z boku i po jakimś czasie przestałam się nimi przejmować, zwłaszcza że ryków ani błysków niepokojących nie było. Jak widać na główne przedstawienie się szczęśliwie spóźniłam:)
Zachwycam się dróżką przez Leźno i Zalesie- jak zwykle
Zdjęcia nie oddają. Kto był ten wie
Jezioro w Leźnie zwiastuje, że już zaraz zza zakrętu wyłoni się wyczekiwany znak
jeszcze tylko kilka pagórków
i finisz. Mimo czasowej obsuwki udało się. Jestem długo przed zmrokiem i jeszcze przez chwilę cieszę się pięknym wieczorem:)
- DST 200.45km
- Czas 08:43
- VAVG 23.00km/h
do tej wycieczki jest mapa – bikemap oszalał w okolicach Modlina produkując jakieś dziwne objazdy – i nie dał się przekonać, że ja jechałam prosto poboczem siódemki aż do Płońska. I że można. Za Płońskiem mapa jest już zgodna z moją trasą