że od tego są urodziny żeby jeździć na wyprawki to nie od dziś wiadomo:)
Bilety do Berlina wyprzedane do spodu, ale jest wieczorny Poznań.
Biorę:)
i organizuję się w kwestii dalszego na zachód transportu.
Trafiam miejscówkę na poranny pociąg do Kostrzyna – idealnie!
Bilet kupuję od razu wieczorem, bo teraz nowe są w PolRegio i KW zwyczaje – jest ograniczona pula biletów na rower i już nie jest tak przyjemnie jak kiedyś, kiedy wiedziałeś, że do regionalnego truchła to zawsze wsiądziesz. ZONK! Zła zmiana! Biletów na rower jest zaledwie kilka!! Tylko Koleje Mazowieckie pozostały wyspą szczęśliwości dla rowerzystów. Nie dość, że rower jedzie za darmo to jeszcze nie słyszałam, żeby konduktor z pociągu wyrzucał, czy wsiąść nie pozwalał.
Rano stawiam się z wyprzedzeniem na dworcu i przez chwilę jest miło i pusto.
Przez krótką chwilę. Bo zaraz rowerów całe stado, rowery w torbach (że niby bagaż, na bagaż bilety są , na rower już nie), dyskusja, że przyczepka (czy przyczepka to rower czy bagaż) etc.
Uff, nareszcie wszyscy upchnięci, jedziemy, luzik – i nagle – takie info – że – PRZESIADKA!!
Bo w Krzyżu (Krzyż nie od dziś nie ma dobrej prasy) kończy się linia zelektryfikowana – i – szynobus! A szynobus jaki jest każdy wie. Jest MAŁY! I tu zaczyna się cyrk, bo o tym kto pojedzie (z rowerem) decyduje to, kto najwcześniej kupił bilet! No OK, ja mam kilkunastogodzinny zapas, ale czy to jest fair?
Nerwy.
Ostatecznie wszyscy wsiadamy, konduktor szynobusa życzliwy, ale wagonik napchany na maksa, miła pani bierze dzieciaka na kolana i mam miejscówkę – super, bo to jeszcze prawie 2 h jazdy! Teraz rozumiem, dlaczego jest tak trudno dostać się do Gorzowa, to ta sama linia, w Zbąszynku podczepiają do ICka lokomotywę spalinową. Nie rozumiem natomiast, czemu te ICki nie mają miejsc dla rowerów, trochę by rozładowały ten tłum z regio.
Poinformowana przez życzliwych pasażerów, że Kostrzyn to stacja-koszmar (schody, schody, jeszcze więcej schodów i zabronione przejście górą oblegane przez SOKowców) żegnam się z szynobusem stację przed Kostrzynem, w uroczym Dąbroszynie, gdzie peronek i chaszczory i więcej nic
i jadę tych kilka kilometrów do Kostrzyna trochę po ścieżce a trochę nie.
No jest Kostrzyn, super, remont mostu ale przejazd bezproblemowy tylko gdzie do diabła jest drogi mojej wyczekiwanej początek??
Radweg. Gdzie jest radweg???? Środkowa część nadodrzańskiego radwega, obiekt westchnień moich i tysiąca oczekiwań po tym jak doświadczyłam radwega tegoż w górnym i dolnym jego odcinku. No, gdzie jest????
Zamiast radwega jest niemiecka policja, nijak o radwegu nie poinformowana, wie natomiast, że dalej prosto to na autobahn. Co tyle to i ja wiem. Eksploruję to prosto szukając jakiegoś skrętu ale nic, google uparcie milczy na temat wjazdu i wydaje się że jedyna opcja to za tymi niemieckimi radiowozami w chaszcze.
Bingo.
Skoro jest radweg to będą Siekierki:)) A dokładnie przeprawa pieszo-rowerowa, most europejski to się chyba nazywa. Mam na niego chęć:))
Kilkadziesiąt (prawie 50) kilometrów do mostu super jazda. Można górą wąską ścieżką po wale, można dołem szerzej. Równiutki asfalcik + widoczki.
I – UWAGA (ACHTUNG:))) – jest co kilkanaście kilometrów cywilizacja:) czyli gospody i barki przydrożne z całkiem niezłą gastronomiczną ofertą, z kawą, ciastem a nawet obiadem – czego nie dało się uświadczyć w dolnej części radwegu. Tam paść można z głodu i pragnienia. Może się od 2019 zmieniło? A może taka opcja na bogato dlatego, że weekend???
Niezmiennie natomiast problem jest z płatnością kartą. Do 10 EUR tylko cash. Na co zresztą narzekają również zagadnięci przy kawie Niemcy, wzdychając że jak w Polandzie byli to nawet za wodę kartą płacili. No raczej.
Tymczasem wyłaniają się Siekierki
i powiem, że warto było. Ładnie!
Przy moście wielce niewyględna (na zdjęciu ) gastronomiczna buda oferuje domowej roboty super przysmaki. Czynne tylko w weekendy. Ale wody tu nie kupujcie. 3 EUR za małą butelkę.
Za Siekierkami kilkanaście kilometrów zaczyna się ten górny odcinek radwega, którym już kilka lat temu w ramach Projektu Dojczland z przeciwnego kierunku jechałam.
Pamiętam całą tę piękną drogę do Schwedt i Gartz, tym razem już bez drogowych robót i objazdów. Mniej mi się podoba przejazd nader mrocznymi czeluściami tuż za słonecznym Mescherin. Tu ścieżka nagle z nadwodnej promenadki wpada w chaszcze i gęsty las, a na dodatek jakościowo znacznie się pogarsza.
Trochę straszno tu było.
Przez te wszystkie poranne podróże i gastro rozpasanie u Niemca czas mi się skurczył i postanawiam odpuścić końcówkę trasy do Szczecina łowiąc w Gryfinie regio podwózkę.
Droga do Gryfina o statusie wojewódzkim wyłożona kocimi łbami i jak rzadko chwalę rowerowe ścieżki
tak tu akurat bardzo miło, że była.
Nie było miło natomiast w Gryfinie, przyjechał prawie pusty arcyfajny pociąg
z ogromną przestrzenią rowerową, gdzie rowery stały trzy a baba konduktor cyrki zaczęła urządzać, że już się rowery nie zmieszczą bo już rowery jadą – a tam miejsca na 30 rowerów najmarniej (a w standardzie Słoneczny sobota rano to i 50 by weszło:)). No co za babus durny, krwi napsuł, do Szczecina raptem 20 min jazdy. No ale miała swoje 5 minut a ostatecznie wszyscy chętni (5 rowerów) weszli.
A Szczecin bez zmian. Fajny dworzec, ale poza tym miłości nadal nie ma:))))
- DST 135.90km
- Czas 05:41
- VAVG 23.91km/h
mapka ze stravy jest tutaj