skoro Kutno tak się przedstawia i na każdym roku o różowości swojej przypomina
to tytułu innego dać po prostu nie wypadało:)
Wybór kierunku wypadu “na Kutno” został oczywiście narzucony przez nieustannie mocny wiatr, który dziś atakował centralnie z kierunku wschód. A ja wreszcie chciałam poczuć go na plecach. Udało się. Nie zawiódł:)))
Walorów innych niż z wiatrem śmiganie kutnowska trasa bowiem nie bardzo dostarcza.
Pocztówek za wielu to tu nie znajdziecie…
chociaż w Kiernozi przez moment jest lepiej
a najładniejsze odcinki są przed Żychlinem,
żeby w postaci oporowskiego zameczku atrakcyjność swoją zkulminować.
Przyznacie, że szczęścia widoczkowego nie za wiele jak na długie dziesiątki kilometrów – i gdyby nie to, że z wiatrem mijają mega szybko to nuda by tu była śmiertelna. Zwłaszcza, że wcześniejsze odcinki przed Sochaczewem krajobrazowo w zgodzie z dalszym ciągiem trasy pozostają. Asfalty w przewadze zacne, chociaż gmina Rybno mocno odstaje a i gmina Żychlin mogłaby się postarać bardziej.
Kutno zaliczam dziś po obrzeżach
w prostej drodze na dworzec, który z zewnątrz prezentuje się całkiem nieźle. Szkoda wielka, że perony potop jeszcze pamiętają:(((
Rzecz natomiast (zwłaszcza w kontekście wczorajszego wpisu) niebywała – pociąg przyjechał 10 minut przed czasem…
mapa jest tutaj
- DST 152.81km
- Czas 06:13
- VAVG 24.58km/h