co za dzień przepiękny! Żadnej mgły, od rana tylko słońce
przejazd wzdłuż jeziora Łańskiego bardzo klimatyczny, szkoda że asfalcik momentami kompletnie tam się już rozpada – a górki spore i średnia pikuje w dół dramatycznie
nadrabiam na cudownie gładkiej 598 i na czterech kilometrach 58
aż do skrętu na Nidzicę
gdzie jak widać powstały nowe przyjemne piknikowe miejsca. Po 12km skręcam w prawo w stronę Łyny. Strasznymi podążam zakosami, ale wieje okrutnie z kierunku zdecydowanie będącego mi WBREW – czyli z południa – i sporo muszę się nakombinować, żeby nie ustawić się centralnie pod wiatr. Udaje się aż do Frąknowa. Wypadam na ostatnie kilometry rowerowej autostrady, którą jechałam 2 dni temu i dostaję za swoje. Huragan pastwi się nade mną korzystając z otwartej przestrzeni. 4km dłuży się w nieskończoność. Wreszcie dojeżdżam do Rączek, gdzie skręcam w prawo. Pomijając wiatr- pogoda marzenie
robię zakupy w rączkowym sklepiku, bo mam tu niedaleko upatrzoną miejscówkę
miło, ale ławeczkę mogliby postawić. Nie wspominając o koszu na śmiecie…
Ze Szkotowa jadę – CIĄGNĘ SIĘ – pod wiatr odkrytym przed dwoma dniami przejazdem do Kozłowa
i w coraz większej wichurze doczołguję się wreszcie do Działdowa
ale to wcale nie koniec emocji. Dziś testuję jazdę pociągiem TLK! Mam miejscówkę i bilet na rower. Nie mam natomiast pojęcia, gdzie rowery w pociągach TLK jeżdżą… Chcę rozpoznać nowy kolejowy teren, bo pociągów TLK jest mnóstwo i jeżdżą szybciej niż KMki – zatrzymują się tylko na wybranych stacjach. Są co prawda bardzo drogie, ale raz można spróbować. W zapasie mam odjeżdżający za pół godziny pociąg KMki, więc stres nie jest duży. Chociaż wejście z rowerem do TLK nie jest łatwe. Jest wręcz karkołomne, mój losowo wybrany pomocnik ledwo daje radę wnieść niebieskiego po wąskich stromych schodkach. Ufff. Ale co dalej?! W “moim” wagonie nie ma żadnego miejsca na rower. Może z drugiej strony? Taszczymy się wąziutkim korytarzykiem przez cały wagon. Na jego końcu jest moja miejscówka. Ale miejscówki dla niebieskiego nie ma:( Jest za to groźny pan konduktor “GDZIE MI TU PANI Z TYM ROWERKIEM”. No właśnie, gdzie?! Przepychamy się z powrotem. Okazuje się, że rower ma jechać na początku składu. Stoi przy wejściu, dobrze że jest niewielki to nie blokuje całkiem przejścia. Trochę jednak zawadza. A gdyby rowery były 2? Trochę większe? Zapakowane wcześniej? Kompletna fuszerka. Można mieć bilet na rower i z rowerem nie wsiąść. Niektóre składy TLK mają wagony rowerowe. Ale NIE WIADOMO KTÓRE! Porzucam swoją miejscówkę i sadowię się przy niebieskim, w pierwszym przedziale. Jest pusty, nie licząc mocno nawalonego gościa, który próbuje być towarzyski, jednak seeeeeeennnnooooość jest silniejsza:)) Ten mi przy wysiadaniu nie pomoże.. Ruszam w poszukiwaniu ochotnika. Jest! Siedzi na końcu. Na mojej miejscówce:) Wysiadamy w Modlinie, gdzie już stoi mój “lotniskowy” skład przesiadkowy. Zamiast jechać TLK do Centralnej pakuję się do KMki i wysiadam po 20min w Płudach. I w ostatkach dziennego światła dojeżdżam do domu:) Karkołomne i kosztowne ale godzina zaoszczędzona:))
- DST 107.76km
- Czas 05:20
- VAVG 20.21km/h
do tej wycieczki jest mapa