powiedzieć, że poranek mnie rozczarował to nic nie powiedzieć. Czekałam w blokach startowych, aż przestanie lać i zacznie po prostu padać. Co wreszcie koło 7 nastąpiło, ale tłumu chętnych do rowerowego rozpoczęcia niedzieli nie było.
A opłaciło się zaryzykować, bo po niemrawym początku już w Nieporęcie pojawiły się pierwsze zwiastuny pogodowej poprawy,
a za Niegowem zrobiło się słonecznie i cieplutko.
Pojawił się też niestety wiatr, który już rano całkiem był konkretny ale w południe przybrał postać mocno męczącej wichury. Dobrze chociaż, że sprzyjający kierunek zachodni zechciał zachować:)))
Gdzieś w okolicach Niegowa zauważyłam pierwsze intrygujące tabliczki “jagodowe żniwa Kiciny”. Jagody owszem, fajna rzecz, ale że do Kicin się nie wybierałam a nawet nie bardzo miałam pomysł gdzie też one mogą być więc mnożące się tabliczki konsekwentnie ignorowałam. Aż do momentu, kiedy kolejna z nich pojawiła się tuż przy drogowskazie na Kiciny… Ktoś mi powiedział ostatnio, że mam skłonność do ryzyka. Nie sądzę, ale jednak tym razem RYZYK FIZYK – skręt na Kiciny. Kto nie zaryzykował pysznych domowych jagodzianek autorstwa przefajnych pań z koła gospodyń w Zabrodziu nie zjadł:)))
Z Kicin lekkim łukiem wróciłam na szlak utarty do Szewnicy i przez wyludnione (poranne deszcze??) Urle, Kamieńczyk i Nadkole wjechałam na dukt piękny do Sadownego przez Brzuzę prowadzący. Tu zaczęło mi się nagle spieszyć, co spowodowane było odkryciem mało nęcącej półtoragodzinnej dziury w kolejowym rozkładzie. Rozważałam nawet bliższą stację Topór (bo Łochów to byłaby jednak całkowita rezygnacja z adrenaliny), jednak napotkany język zarzekał się, że “asfaltem nie dojedzie”. Skoro nie to nie, pojawiła się za to nęcąca świeżo wylana nitka już niedaleko Sadownego, podkusiło skrótu spróbować – i szczęście dopisało. Skrót nie tylko na manowce nie wywiódł, ale całkiem udatnie do drogi na stację doprowadził. Dzięki czemu na Sadownej stacji byłam 4 minuty PRZED pociągiem, a nie 4 PO. Co zdecydowanie mnie ucieszyło. I pozwoliło jeszcze oko panoramą skąpanej w popołudniowym słońcu Wawki ucieszyć. Oba oka:))
- DST 142.45km
- Czas 06:46
- VAVG 21.05km/h
trasa – klasyk małkiński
od jutra ponoć przez kilka dni pogoda resetowa, chętnie skorzystam bo zaległości wszelkich dużo a i zmęczenie lekkie mnie opadło. Jazda na zmęczeniu jest jak wiadomo… męczaca:), więc dam z siebie wszystko, żeby resetów kilka zaliczyć.