kolejny upalny dzień zaczął się tak jak lubię. Złowieniem wczesnoporannej wiślanej pocztówki. Takie są na Moście Północnym klimaty o godzinie piątej,
warto wstać:) Oprócz urokliwych widoczków wcześnie zaczęty dzień daje to fascynujące uczucie ” cały długi dzień przede mną, dzień w którym wszystko może się zdarzyć”. Dziś zdarzyło się nieoczekiwanie szybkie zakończenie wycieczki. Nie tego oczekiwałam:(
Do południa wszystko przebiegało zgodnie z planem. Działdowo-Mława-Ciechanów-Gąsocin
zupełnie puste o wczesnej niedzielnej porze moje ulubione “żółte” drogi 544 i 615 – tylko rano fajnie jest śmigać tędy. W ciągu dnia ruch wzrasta a po południu jest już całkiem pokaźny. Wtedy ich urok znika.
Za Gąsocinem szykowałam się na przywrócony niedawno do łask z niebytu wyciągnięty po uasfaltowieniu hopkowany przejazd do Klukowa, humorek wyśmienity, słońce jakby mniej trochę praży, jakieś pojawiły się chmurki… CHMURKI???? O żesz!
o rany, już leje. GDZIE JEST MÓJ PARASOL??! (gdyż trzeba Wam wiedzieć, że parasol – jakkolwiek nie kojarzy się bezpośrednio z jazdą na rowerze – jest stałym elementem mojego wyjazdowego ekwipunku. I nie raz już uchronił mnie przed ścianą wody spadającą nieoczekiwanie z nieba, z którą szans nie mają jakiekolwiek pelerynki, kurteczki i inne takie PÓŁŚRODKI:) Parasol tymczasem daje radę. I zabiera znacznie mniej miejsca:)))
Na stację w Świerczach docieram prawie sucha, bo w butach jednak chlupie (na buty też jest sposób, zakłada się – będące też w stałym ekwipunku – foliowe torebki. No chyba że lunie tak absolutnie znienacka jak dziś. Wtedy umarł w butach. Chlupiących…) Ale jednak fuksik, że pojechałam wzdłuż – mniej więcej – torów a nie eksperymentalną trasą w bezpociągowy interior (a kusiło!!).
- DST 106.47km
- Czas 04:56
- VAVG 21.58km/h