dzień totalnej ekscytacji – 100km ZUPEŁNIE NOWYCH TRAS!!! Zaczynam na Dworcu Śródmieście, linia dęblinska Kolei Mazowieckich dowozi mnie do stacji Zabieżki (za Kołbielą). Zaliczam skok z peronu w chaszcze (klasyczne dojście do większości malutkich stacji) i – witaj przygodo! Na początek Sufczyn. Nie jest źle, tylko kilkaset metrów piachu zamiast zakładanych 2km:) przejeżdżam przez Świder
i jadę do Siennicy. Tego kawałka obawiałam się najbardziej, tymczasem jest zupełnie nowy asfalt. Z Siennicy do Cegłowa też ładnie
ale niestety na odcinku leśnym nawierzchnia dramatyczna. Jakieś 3/4km.
Z Cegłowa ładny odcinek wzdłuż torów do Mrozów
i 5 super kilometrów do Kałuszyna
tu mam kilka pomysłów na dalszą trasę, ostatecznie decyduję się na jazdę bocznymi asfaltami do Roguszyna. Kusi znak Zalew Karczunek jak i lokalne rekomendacje (“bardzo dobry asfalt”). Zalew wygląda tak
a asfalt tak…
przynajmniej bociany są OK:)))
za Roguszynem asfalt się poprawia. Droga go Paplina przez Korytnicę absolutnie fantastyczna. Szkoda tylko, że nie ma żadnej miejscówki nad pięknym Liwcem
skręcam w prawo w czerwoną 62, mam szczęście bo TIRów chwilowo brak i szybko dojeżdżam do skrętu na Stoczek (nie ma drogowskazu, pierwsza w lewo). Tu też jedzie się świetnie, sporo lasu, ruch tylko lokalny. Zastanawiam się jak jechać dalej, początkowo planuję przebijać się do Małkinii ale odkrywam, że jeśli pojadę do stacji Sadowne to powinnam zdążyć na styk na wcześniejszy pociąg. Próbuję. Uuups, chyba jednak się nie uda…
nie, to przemknął białostocki. Ja dostaję swoją szansę dobrnięcia do peronu przez chaszcze i całkiem pokaźne bagienko. Mam jeszcze 5 minut i okazję zakupienia biletu w kasie, której bym się tu nigdy nie spodziewała. Ale już przejście, jakie do niej prowadzi niespecjalnie mnie zaskakuje
zaskakuje mnie natomiast – jakże niemiło!! – pociąg. Otóż jest to klasyczne truchło, tyle że w kolorze zielonym
wsiąść samodzielnie z rowerem nie sposób. Nie spodziewałam się takiej nędzy i nie mam ugadanego żadnego pomocnika. Szczęśliwie w ostatniej chwili łapię jakiegoś pokaźnego podróżnego. Schodki są tak wysoko, że musi niemal nad głowę podnieść niebieskiego. Masakra. Od następnej stacji (Topór) jest ciut łatwiej, tu perony wyremontowane, ale dziura między peronem a schodkami straszy gigantyczna. Brrr.
Truchło podąza w dygocie do stacji Wileńska, co nie bardzo mi po drodze. Sprawdzam, że mam wygodną przesiadkę na szynobus w Tłuszczu (jedzie linią legionowską). Ryzykuję. Czekam 20 minut i nadjeżdża. Truchla archaiczna odmiana szynobusu z kolekcją schodków…. Jest za to pusty i trochę mniej trzęsie. Wysiadam w Płudach i zdążam jeszcze na wieczorny spektakl
- DST 125.37km
- Teren 2.20km
- Czas 06:06
- VAVG 20.55km/h
do tej wycieczki jest mapa
Byłaś w “moich” regionach, gdzie robiłem wiele wycieczek. mnie mniej szkodzi brak asfaltów i pociągi truchła. Natomiast strasznie niskie perony to dla mnie też problem.
Niedaleko Sadownego do Starych Lipek lubiła jeździć Maria Dąbrowska. Niedaleko Sadownego jest reż Brok fajne miasteczko. Kiedyś z Broku jechałem wzdłuż Bugu do Wyszkowa. Ciekawa droga, ale asfaltów raczej brak.
Ty jesteś bardziej jak Majka – szosowa, ja – jak Włoszczowska – terenowy.