Litwa dz.5

dzień powrotu, dzień pociągu. 
Ale szczęśliwie pociąg do Wawy dopiero po 12 startuje, można jeszcze rundkę po Wilnie zrobić, 

a nawet nie odkryte jeszcze rejony nad/przy rzeczne zeksplorować.

Świetny był to pomysł, żeby nad Wilię zjechać, poobserwować jak powstają wileńskie bulwary – część widać ledwie co ukończona, a miejscami prace jeszcze trwają. Będzie zielono, będzie ładnie!
Zielono jest już natomiast na bulwarów przedłużeniu, zupełnie nieoczekiwanie miasto znika i pojawia się gęstwina niesamowitych chaszczorów

w towarzystwie nader zacnej ścieżki (oprócz króciutkiego odcinka w Paupys jedynej jakiej doświadczyłam w Wilnie).
Ścieżka pędzi kilometrami i wyprowadza wygodnie za Wilno do jakiegoś bocznego, fajnie wyglądającego asfaltu.  Asfalt zapamiętuję na przyszłość,

razem z atrakcyjnym polskim akcentem:)))
No i już, pora wracać, jeszcze tylko kawka na fajnym, nieturystycznym placyku i …

dworzec.
Dworzec fajny, wygodny, bardzo dużo dostępnych gniazdek. 
Bardzo wygodny jest też litewski pociąg, który dowozi do granicy, do przesiadkowej stacji Mockava – chociaż lekkim stresikiem dla pasażera z rowerem jest to, że miejsca nie są numerowane, tłum spory bo ten pociąg jeździ tylko raz dziennie (a ponadto część pasażerów traktuje go jako pendolino do Kowna:)) Bilet Wilno-Warszawa kupuje się jeden, ale miejsca numerowane są tylko w pociągu polskim. 
Podróż dzięki różnicy czasu trwa nieco ponad 7 godzin zamiast ponad ośmiu, co i tak jest strasznie długo, ale że akurat grają mecze czwartej rundy na Wimbledonie to czas płynie szybko.  A jak już mam naprawdę dość przypominam sobie jak Sławosz siedział 22h w swojej kapsule:)))

  • DST 34.45km
  • Czas 01:58
  • VAVG 17.52km/h

mapka ze stravy jest tutaj   

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *