w środku dnia upalnego jak piekło pojechałam pociągiem na spotkanie z burzowym frontem do Poznania,
gdzie chłodek był już przyjemny, 20 stopni nie przekraczający.
Tak i bardziej po obrzeżach niż po mieście się pokręciwszy zaliczyłam osławioną Wartostradę jak i zdjęcie ciuchci maltańskiej:)))
Dziś rano – i mam na myśli RANO – ruszam:))),
by poczuć się przez chwilę jak Jack Kerouac. W drodze. Na drodze. Miał on swoją route, mam i ja. Nie będzie to opis klimatycznych bocznych asfalcików. To jest trasa jednej drogi. Drogi 92:)))
Wyjeżdżam nią z Poznania i tnę przez wszystkie większe miejscowości: Września, Słupca, Konin…
Za Wrześnią pojawia się wiele kilometrów bardzo przyzwoitej ścieżki, z której chętnie korzystam bo to jest ten odcinek, na którym pobocza brak.
Później pojawia się niestety równie długi odcinek ścieżki z czasów wczesnego średniowiecza, tę olewam. Jak już mam się telepać po brukach to wpadam na chwilę przywitać Stary Konin:)))
Za Koninem już wiem, co będzie. Będzie fajnie!
Aż do Koła super fajne hopki, asfalt marzenie, pobocze że trzech obok siebie może jechać, ruch mały. Tak mi sie podoba, że za Kutnem zmieniam plan i zamiast standardowo 92 na rzecz bocznych dróżek (Żychlin, Kiernozia) porzucić tnę dalej na Łowicz.
A nawet dalej na Sochaczew. Gdzie plan był odbić na Śladów co by traskę pięknie do 400km dopełniło. Jednak nie odbijam, bo trzy noce z rzędu bydło polskie ryczące pod wszystkimi oknami, które akurat wtedy były moje skutecznie mnie snu pozbawiło i czuję że mocy mam tyle co dnia. Jak zmierzch zapadnie to padnę. Zostawiam więc ekscytację pierwszą czwórką z przodu na inny czas i cieszę się przyjemną końcówką już na całkowitym lajcie.
Co należało mi się jak psu kość po nieoczekiwanym stresie pod Sochaczewem, kiedy znienacka na tej samej 92 którą już dobre 250km przejechałam nagle objawił się zakaz jazdy rowerem. Przy czym sama 92 nie zmieniła się nijak, pobocze szerokie jakie było wcześniej tak i tu było. Zakaz miał dobre kilka jak nie kilkanaście km a opcji innej niż nagły odlot helikopterem nie przewidywał. Brawo, naprawdę. Super to było. Zawsze fajnie trochę zestresować rowerzystę.
Trasa bez szału, ale jak na szybki rajd przyjemna, jednak wyjazd z Poznania warto zaplanować na bardzo wczesne rano bo różne po drodze są odcinki, z lepszym i gorszym poboczem, trafiają się wielkie rozjazdy do autostrady prowadzące i warto tam na pustaka jechać:) Od Konina super jest.
Po drodze dużo fajnych, wypasionych stacji nazw wszelkich, są też Maki. No i kolej w bliskości na wypadek kryzysu przydatna.
- DST 334.77km
- Czas 12:51
- VAVG 26.05km/h
mapka ze stravy jest tutaj