drugi dzień weekendu, drugi dzień pogody jak na luty doskonałej. Trzeba było wykorzystać, bo to co na jutro i kilka następnych dni prognozują wróże pozbawia złudzeń co do szans na wyjazd dłuższy niż kilometrów kilkanaście. Jeśli wręcz nie kilka:((
Dziś wiatr dość mocny południowy, nad Wkrę miałam jechać, ale jak już wyszłam rano to jakoś tak mi się nagle przypomniał ubiegłoroczny Brwinów. A że tylko raz tam byłam i to od strony Żyrardowa wjeżdżając (17.03.2019), to postanowiłam sobie przypomnieć jak tam było. Po raz pierwszy testując stację Warszawa Ursus. Mmmm, zacnie!
Pochylnie wjazdowe są też na peron. Miałam okazję dokładnie się stacji przyjrzeć, bo pociąg spóźnił się 20 minut. Za skandal uważam fakt, że przez cały ten długi czas oczekiwania nie pojawił się ŻADEN komunikat informujący o opóźnieniu. Z apki sobie wyczytałam. Żenada.
Tak więc czekałam dłużej niż jechałam.
W Brwinowie pochylni nie ma, jest winda ale nie jeździła (ale drzwi zachęcająco otwierała, postałam sobie). Schody strome. Kolejna żenada.
Przez Brwinów przemknęłam – na drogę 720 wjeżdża się właściwie prosto ze stacji:)
Trochę się przez rok pozmieniało, przybyło kilkaset metrów meandrującej ścieżki, wyglądała jakby wczoraj wylewali. Pojawił się też nowy pretendent do pierwszego miejsca na mojej ścieżkowej liście przebojów. Mocny typ? Jak sądzicie?
(to niebieskie po lewej majaczące 100m za znakiem oznaczającym ścieżkę to znak informujący o jej końcu…)
Rzeczy istotne, klimat brwinowsko-płochocińskiego przejazdu pozostały niezmienne.
Wiało korzystnie, świeciło przyjemnie – dzień udany:)) Powrót oczywiście przez Sieraków:)))
- DST 81.66km
- Czas 03:57
- VAVG 20.67km/h
mapka przejazdu z Brwinowa ze stravy jest tutaj