fajnie, byle się nie okazało że oznacza to jednocześnie koniec sezonu rowerowego. Bo przez ostatnie 3 dni znowu licznikowi mojemu nic specjalnie nie przybyło. Ale jak przybyć miało, skoro chmury czarne atakują nieustannie, opady wypuszczają masakryczne a jak już chwilowo nie pada to za to huragan łeb urywa.
Tenisowe starcie pierwsze od czerwca dostarczyło sporo emocji i obnażyło niedostatki kondycyjne – jak zawsze jesienią niestety. Nadrobi się:)))
- DST 96.50km
- Czas 04:43
- VAVG 20.46km/h