apogeum przepięknej pogody przypadło na czas mega intensywny w tenisowych rozgrywkach ligowych. Jak zawsze wszyscy FACECI przypomnieli sobie, że trzeba ciułać punkty w ostatnim tygodniu kiedy ciułać można. I niedostępne dotychczas i unikające gry jednostki nagle czas znajdują. Można wreszcie dozbierać punkty. Można zaszansikować kolejny udział w MASTERS!! A tu za oknem błękit, cudowne ciepło i słońce… Tak i zorganizowałam sobie stuprocentowy niedzielny hardkor:))
Zanim wieczorny mecz został zakontraktowany żyłam w przekonaniu, że będzie to niedziela wyłącznie rowerowa. Zaplanowałam solidny wypad z elementami eksploracji nowych terenów. Nabyłam nawet bilet, na którym było napisane KUTNO. Które to Kutno stało się zbyt odległe w kontekście nagle pojawiającej się możliwości gry. No ale ten bilet… KUSIŁ! Wysiadłam w Sochaczewie:))
zamierzałam wrócić najkrótszą drogą do Wawy ale oczywiście jak tylko wysiadłam z pociągu wessało mnie nad Bzurę i pociągnęłam mocno okrężnie przez Brochów. Co zemściło się już niebawem, jako że zrobiło się tak dramatycznie gorąco, że nawet ja musiałam w Zaborowie zjechać do cienia. Można było podziwiać cuda odpustowe
doczołgałam się do domu w stanie półpłynnym i z wynikiem 110km na liczniku.
A wieczorem zagrałam wyśmienity mecz, prawie 2h na korcie. Test kondycyjny zaliczony!
- DST 118.27km
- Czas 05:18
- VAVG 22.32km/h