kończy mi się inwencja do opisywania codziennie tej samej trasy, ale taki to już “urok” jesieni, że niewiele rowerowych odkryć ma do zaoferowania. Sieraków mantrą moją codzienną jest. O ile oczywiście jest na tyle ciepło, że w ogóle uda się tam dojechać. Na razie się udaje. Dziś co prawda marna dwójka na termometrze i coś popadywało na kształt zlodowaciałego deszczu ale wiatr ciągle łaskawy – nie było źle. Kawka w Czubaku też zaliczona. Czyli całkiem udany wypad weekendowy. I długie wieczorne czytanie. Belgravii jeszcze nie odpaliłam, ale czeka. i jest już blisko. Po długim okresie non-fiction stęskniłam się za beletrystyką. Mam nadzieję, że to dobry wybór na powrót:))
- DST 59.18km
- Czas 02:50
- VAVG 20.89km/h