siódma rano, wszystkie miejsca już zajęte
no trudno, ja i tak muszę się już szybko zbierać. Po wczorajszej trasie nie ma śladu zmęczenia, co jest bardzo miłym zaskoczeniem. Zatem modyfikuję plan i wrzucam dodatkową pętlę. Do Sztynortu przez Kętrzyn:) Ale na razie zaczynam od tego, co znam
mijam kanał Jegliński
znowu ignoruję kuszący Kwik
i wybieram skręt na Guty
asfalcik może niezbyt zachęcający, ale jest zadośćuczynienie
20km czerwonej szesnastki jest podzielone dokładnie na pół. Pierwsza połowa wygląda tak
a druga… trochę gorzej:( Jak na drogę krajową ruch bardzo mały, TIRy respektują zakaz i tylko trochę osobówek szarżuje na zakrętach. Skręt nad Niegocin
najpierw jest kanał. Nie wiem jaki. Mazurski? J by wiedział…
Ja wiem tylko, że to brama i że zaraz jest
Niegocin! Same pocztówkowe obrazki. Nie odmówię sobie skrętu do Rydzewa, ślinianki pracują już pełną parą:) Są pierożki, jest chłodniczek. Jakubek jak zawsze na wysokości zadania. A po drodze
Kanał Kula. I kolejne pocztówki:) Oglądam je dwukrotnie w drodze do i z Rydzewa. A tak Rydzewo wygląda od strony jeziora
Wilkasy to już nieco inny klimat
brrrrrr! uciekam czym prędzej. Skręt na interesującą mnie drogę 592 do Kętrzyna jest szczęśliwie na obrzeżach Giżycka więc kolejny kurorcik o podobnym zapewne klimacie tym razem omijam. Droga 592 kusi mnie bliskością kilku małych jezior
ale jaki ruch! samochody śmigają jeden za drugim. Nawet nie mam chwili, żeby się porozglądać. Sporo pagórków i wariatów wyprzedzających na liniach ciągłych. Zaliczyłam kilka trudnych sytuacji i chyba nie pojadę już tędy. Asfalt w dodatku kiepski, mocno mnie ta droga spowolniła. W efekcie do Kętrzyna nawet nie zaglądam tylko korzystam z odbicia na Gierłoż. Droga wygląda bardzo zachęcająco, ale ruch wcale nie mniejszy. Bo to kierunek na Wilczy Szaniec, do którego ciągną istne tabuny. Za Szańcem ruch się uspokaja (szlabany, kasy, kolejki, parkingi) i robi się dość sielsko
uważałam. Żaden nie został rozjechany:)
I tak w miłej atmosferze pomykam po rozkosznym asfalciku aż tu nagle
tylko bez paniki. To na pewno zaraz się skończy. Ta masakra nie może przecież trwać zbyt długo. Zero szans na ucieczkę. Bruk do samych pobocznych chaszczy. Mało bruk. Klasyczne kocie łby. Rozważam prowadzenie roweru. Prędkość przejazdu spada mi do 9km/h…
CZTERY KILOMETRY. CZTERY!!!! Myślałam, że już nie dotrwam, ale wreszcie jest
Po kilkuset metrach zaczyna się obłędna dębowa aleja
jest tak pięknie, że natychmiast zapominam o brukowym koszmarze. Tym bardziej, że tu asfalcik nówka, mykam po hopeczkach w tempie mocno dla mnie dziwnym. 140 na liczniku a zmęczenia ani ciut. Jestem cyborgiem??
Sztynort
nie zachwycił, pałac bardziej jak obora. Za to Harsz i widok na Mamry – cudny
przez cały dzień wiatr był niewielki (pewnie stąd ten brak zmęczenia), ale teraz robi się zupełnie cicho. Co oznacza, że jest późno. I że jestem w dużym niedoczasie. I na pewno nie skręcę na
tylko gnam do Giżycka
ta droga (Pozezdrze-Giżycko) to absolutna rewelacja. Na mapie wygląda mało ponętnie a pierwszych kilkaset dziurawych metrów też nie zachęca. Ale zasięgam w Harszu jęzora. Pan w sklepie przekonuje, że warto. I ma rację! 12km lasu i nowiutkiej nawierzchni. Są hopki. Nie ma samochodów. Słońce kładzie nastrojowe cienie. Jest przepięknie
dopadam do Giżycka, tym razem z drugiej strony. Znowu omija mnie jazda przez miasto. 4km i skręcam na Sulimy. Po 10km już przy zdecydowanie słabym słońcu jest
nic dziś nie będzie mi oszczędzone. Ale po brukowych doświadczeniach półtora kilometra szutru to dla mnie nic
ufff. Dojechaliśmy za dnia. Niebieski był bardzo dzielny:)
- DST 178.04km
- Teren 5.90km
- Czas 08:16
- VAVG 21.54km/h
do tej wycieczki jest mapa
Oprócz niebieskiego jeszcze ktoś był dzielny.
:))))
Jesteś po prostu niesamowita. Pięknie! Te cudowne drogi, jeziora… Zazdroszczę. Ja na razie czekam na niewielkie ochłodzenie i chowam się w domu przed upałem – nie do wytrzymania.
🙂 będzie jeszcze kilka fajnych fotek. I zupełnie nowych tras. Dziś postanowiłam oszukać upał – startuję o 4.45. Może stówkę uda się wrzucić zanim termometr pokaże czterdziestkę…Pozdrowienia!
Podziwiam!! Ja też całe dnie siedzę w domu i dopiero wieczorami jeżdżę nad jezioro, popływać. Wracam znad wody już po zmroku i dopiero wówczas da się w miarę przyjemnie jechać… Akurat mam trochę wolnego to musiał przyjść tropikalny upał, najbardziej znienawidzony przeze mnie typ pogody 😉
absolutny pogodowy koszmar. W słońcu 44 stopnie. W cieniu 38. Bardzo rozczarowujące lato