nawet nie wiem, czy była piękna. Bo nic nie pamiętam. NIC. Ostatni obraz – spoza mgły zaczyna wyglądać słońce, pusto, równo, aż chce się jechać. Naciskam na pedały…
…………………………………………………………………………………………………………………
Lepkie, gęste i czerwone. Krew? Moja?! Gdzie jestem? Nie wiem nawet KIM jestem. Nie mogę wstać. Właściwie to nawet nie chcę. Leżę więc. Jak długo? W końcu otwieram jednak oczy. I widzę GO. NIEBIESKI! Ciągle nic nie rozumiem, ale przynajmniej nie jestem już sama. Szybko szybko, zabrać go z asfaltu zanim zły blaszak oponki przejedzie. Strasznie ciężki. W końcu jakoś wstaliśmy. Słupek! Uff. Stoimy. Nadal nie wiem co się stało i gdzie jesteśmy. Strasznie boli. Do tego nic nie widzę. Ale już wiem, że jest źle i muszę natychmiast dzwonić. Dzwonię ale nie mogę nic powiedzieć. Słyszę jak rozpaczliwie szukam słów które brzmią gorzej niż bełkot imprezującego nastolatka. Jakie to szczęście, że JAJACEK wie, że nie jestem nawalonym świrem. Po kilku minutach dzwoni dyspozytorka z pogotowia. Już wiem, co to za miejsce, byłam tu sto razy ale nie pamiętam, nie wiem, nie umiem wydusić żadnej nazwy. Mapa! Sięgam. Jest! tak, już wiem. Pani ma do mnie świętą cierpliwość. JAJACEK potwierdza – karetka będzie za kilka minut. Jest. Są. 3 bardzo życzliwych facetów. Słabo ich widzę, no bo ta krew… Wkładają mnie do karetki. Ale niebieski! Nie jedzie?! To ja wysiadam! Konsternacja. Tłumaczą. Że nie można. Nie chcę bez niebieskiego!!! Narada. Też kandydaci na świętych w kategorii cierpliwości:) Rozbrajają torby, licznik, chowają niebieskiego za barierkę, przypinają. Nie chcę!! Znowu JAJACEK. ROSS już w drodze, zaraz przyjedzie, zabierze niebieskiego. No dobrze, pozwalam się spacyfikować. Boli coraz bardziej. Jak prawdziwy świr dostaję w żyłę, nie bardzo działa.
W szpitalu w NDM wita mnie ROSS. Co za niewiarygodna akcja! Dostaje od panów kluczyk do niebieskiego i pędzi mu na ratunek. Po kwadransie i on jest bezpieczny:) Tylko, że szczęściarz jedzie od razu do domku a ja…. dopiero wiele wiele godzin później.
I to chyba koniec sezonu 2014…:((
- DST 41.45km
- Czas 01:49
- VAVG 22.82km/h
JAJACKOWI i ROSSOWI – największe podziękowania jakie mogą być, za wtorek,środę, dzisiaj i wiele następnych dni, kiedy będę korzystać z dobrodziejstwa Waszej ogromnej, bezinteresowanej PRAWDZIWEJ PRZYJAŹNI
Pięknie opisałaś to fatalne wydarzenie.
Mam nadzieję, że jak najprędzej staniesz na nogi!!!
Pozdrawiam.
na nogach to się trzymam (jako tako). Gorzej z łapkami, te to długo niczego nie potrzymają:( może powinnam kupić mono??
za pozdrowienia dziękuję i odwzajemniam:)
🙁 a zastanawiałem się już, czemu nie dodajesz nowych wpisów…
Współczuję Ci, życzę dużo zdrowia i szybkiego powrotu na rower!!
szybko nie będzie, ale wrócę. A za życzenia dziękuję. Pogoda sprzyja – udanych leśnych rajdów!
Oczywiście, że wrócisz, jeszcze silniejsza 🙂 dzięki, trzymaj się!
Jestem wstrząśnięty tym wypadkiem, i jestem z Panią współczując Elizo – ale z opisu nie zrozumiałem, co się wydarzyło. Po prostu wywrotka? Ale dlaczego? Proszę pozdrowić Rossa, którego poznałem w pociągu. Czy można coś dla Pani zrobić, w czymś pomóc?
bardzo dziękuję za wsparcie i cieszę się, że mimo schyłku sezonu ciągle Pan do mnie zagląda:) obiecuję, że jak tylko wydobrzeję pojawią się nowe wpisy. Tylko że na razie nie umiem przewidzieć kiedy to będzie… A ROSS już pozdrowiony, dziękuję:)
Kiedyś pękł mi widelec, wtedy nie ma szans – poleciałem na głowę. W Twoim przypadku przyczyna wypadku, jak rozumiem, nie jest jasna, bo nie pamiętasz. Ale czy później, po oględzinach roweru, udało się coś ustalić? – np moja koleżanka poleciała na łeb, bo w szprychy wkręcił się pasek od jej chlebaka. Nie drążę tego dla drążenia, tylko żeby ewentualnie była jakaś nauka dla rowerzystów: czego unikać, by się chronić, by zmniejszyć prawdopodobieństwo wypadku. Za pozdrowienia przefajnego Rossa dziękuję. Gdyby było coś trzeba, to mój mail masz.Mi piękna październikowa jesień rowerowa minęła wśród lasów i wiosek okolic Garwolina. Zdjęcia w Salonie 24 “Wioski wśród lasów koją”.
Garwolina pozazdrościć.. Niestety z mojego wypadku nauka żadna nie płynie, sama bym dużo dała za to żeby się dowiedzieć co się stało bo taka niewiedza jest dla mnie mocno traumatyczna i obawiam się, że mnie pozbawi części przyjemności z jazdy. Ale oględziny nic nie dały. Zdarte są obie manetki od góry, czyli rower szorował po asfalcie odwróconą kierownicą. I to wszystko.
Dzięki za gotowość pomocy, na razie próbuję się usamodzielnić i codziennie zaliczam nowe małe sukcesy:)
Taka niewiedza, czas pokryty niepamięcią, jest strasznie denerwujący, źle się czujemy, że może wystąpić czas życia poza świadomością i pamięcią, więc poza naszą kontrolą. To pewnie od uderzenia w asfalt – mam nadzieję, że Ci sprawdzili głowę tomografem. Można coś rozważać, jakieś hipotetyczne rekonstrukcje na logikę. Nie było to zderzenie z samochodem – najpewniej, bo brak śladów. Może jakiś zając wpadł Ci pod koła, może poślizg. Nie zakładam też nagłej utraty świadomości na moment, bo przyczynę tego wykryli by, gdyby była, badając głowę tomografem. Tak czy inaczej przeżywam to, bo dla mnie byłaś ucieleśnieniem herosa rowerowego, którego nic nie ruszy. I dalej: ten ukochany dla Ciebie rower pokazał nagle inne, groźne oblicze – to też mnie boli.Ale wyleczysz się i dalsza długa aktywność przed Tobą – jesteś młodziutka przy mnie np.
no właśnie. Zdradzona przez najwierniejszego przyjaciela…:(
Niebieski jako najwierniejszy przyjaciel, który zdradził – to tylko przenośnia, jako przedmiot jednak martwy nie myśli, nie czuje itd itd. Natomiast przyjaciele, Jajacek, Ross, nie zawiedli i nie zdradzili, lecz wprost przeciwnie… Czyli hurra!
no dobrze, przekonał mnie Pan. Niech będzie. HURRA!!!:)
Jak leci? Czy jeszcze długo do zdejmowania gipsu?
nie leci. Pełznie. Alternatywnie czasem człapie:( Najbliższy czwartek to teoretycznie deadline dla gipsu, ale jak będzie zobaczymy…
Jeździ Pan? Od razu powiem – odpowiedzi, że nie do wiadomości nie przyjmuję!
Jeżdżę, ale bardziej komunikacyjnie po mieście; do pracy, do sędziwego teścia, do sklepu itd. A gdy jadę, to zawsze – czego wcześniej nie miałem, bo nie było powodu – myślę o Pani, że Pani nie jeździ, a tak lubi czyli ma trudny okres. Ale i ja w przeszłości miewałem przerwy, raz po operacji zszycia ścięgna Achillesa i drugi raz też w wyniku jakiejś przerwy chorobowej. Jeżdżę, ale gdy przedzieram się przez szarówkę, deszczyk, mgłę – oblepłe, chłodne – to myślę, że prawdziwa radocha z roweru jest jednak wiosną i latem.
to moja najdłuższa przerwa od 15 lat..
hej! jak się czujesz? mam nadzieję, że już zaczynasz znów snuć rowerowe plany, niech to będą na początek parokilometrowe przejażdżki na rozruszanie 🙂
hej, jest lepiej w porównaniu z tym co było ale w kontekście ewentualnego roweru jest fatalnie. Na razie cieszę się, że odzyskałam samodzielność w codziennym funkcjonowaniu – przynajmniej w zakresie kluczowych czynności. O rowerze nawet nie myślę, nie miałabym jak trzymać kierownicy:(