perfekcyjnie opracowana strategia wiatrowa zaowocowała minimalnym upodleniem w stronę pierwszą i maksymalną satysfakcją w drodze powrotnej. Rankiem wiatr czołowy lecz jeszcze słaby, w momencie wzmożenia wiatrowego naporu byłam już w lesie:) Znowu mnie podkusiło sprawdzić czy ja na pewno nie lubię jazdy w terenie. Ten eksperyment raptem kilkukilometrowy zapewnił mi stosowną dawkę umęczenia wraz z przekonaniem, że ciągle niezmiennie na pewno nie jest to moja bajka (masakra piachowo-błotna opłaciła się o tyle, że wzmagającego się wiatru uniknęłam w dużej mierze). Powrót był bajkowy, huraganowe podmuchy w plecki, słoneczko i 20 stopni:)
a wieczorem zagrałam bardzo fajnego debla:)
- DST 61.01km
- Teren 8.30km
- Czas 03:35
- VAVG 17.03km/h